Ok Dziewczęta...wiem, że się niecierpliwiście...więc nadarabiam.
BŁOGOSŁAWIEŃSTWO.
Nie było płaczu, łkających i łamiących się głosów ponieważ:
- po pierwsze moja Mama wyskoczyła z kropidłem w wersji mini. Jak to zobaczyłam to parskłam śmiecham.Centralnie. Tłumaczyła później, że specjalnie takie zakupiła, bo nie chciała nam tym standardowych- kolendowym "chlastac" woda po oczach i przy okazji zmyć mi make-up'u. Pomysł został doceniony!
- po drugie, wczesniej zanim zaczeliśmy Błogosławieństwo, to przypomniałam wszystkim, że bedziemy kamerowani i żebyśmy nie robili głupich min, gestów..i jako przykład czego NIE ROBIĆ, podałam Mamę moje kumpeli, która w czasie błogosławieństwa..poprawiała żyrandol!! hehhe..To tak wszystkich rozbawiło - włącznie z kamerzysta, że nie było już mowy o łzach itp...


A potem wyszliśmy..wsiedliśmy do autka..i wioooo...do Kościółka!!

*