Muszę Wam powiedzieć, że męczą mnie koszmary związane ze ślubem. Dwie nocki z rzędu śniły mi się cuda na kiju. Pierwszej nocy przyśniło mi się, że dzień przed ślubem kościelnym okazało się, że koniecznie musimy mieć cywilny i to zaraz. Poleciałam przez miasto jak stałam, poza tym nie spodziewałam się nikogo bo sami dowiedzieliśmy się przecież w ostatniej chwili. Kiedy dotarłam na miejsce czekało na nas mnóstwo ludzi, wszyscy wystrojeni i z kwiatami a ja w jeansach, swetrze i z brudnymi włosami! Przez sen czułam jak skacze mi adrenalina. Z nerwów zaczęłam się śmiać czym naraziłam się urzędniczce i ta ze złości powiedziała mi, że zmieniły się słowa przysięgi i powiedziała mi całą na raz a ja nie potrafiłam powtórzyć. Obróciłam się i zobaczyłam zdegustowane miny gości i rodziców. Drugiej nocy śniło mi się, że wesele jest u mojej babci w pokoju i pokój ten wyglądał tak jak wtedy kiedy byłam dzieckiem. Dookoła stołu siedziały wszystkie moje ciotki a w kącie grała orkiestra góralska, nikt się nie odzywał, było strasznie dziwnie. Wyszłam na dwór a tam siedział nasz DJ który oznajmił mi, że zapomniał sprzętu i będzie grał na gitarze i grał... Przesada.