a ja wam napisze krotko i na temat

hehehe... zastanawialismy sie z mloda czy 3 miesiace przed slubem, to nie za pozno na wszystko... poczatek lipca. przychodzimy pieknego dnia na parafie poza godzinami urzedowania, przez domofon wikary(zniecierpliwionym glosem pt. "pewnie sie nam bardzo spieszy"

): "a kiedy slub?", my na to "za 3 miesiace". wikary: "aaaaaa... to panstwo sobie przyjda do kancelarii spokojnie i z x. proboszczem pogadaja, ino metryki chrztu przyniesc!"

rozmowa do protokolu: wg pierwszego zestawu pelna, bez tego o innej wierze...
no ale ale... ja poczuwam sie mimo wszystko za odstepce i protestanta. myslalem, ze x. proboszcz bedzie chcial mnie nawracac, pytac o niewygodne rzeczy (nie znalem wczesniej pytan )... i klops! te pytania sa tak sformulowane, ze nie mialem szansy sie czemukolwiek sprzeciwic. "czy jestes swiadomy...", "czy znane ci sa...", "czy zamierzasz...".
i na bunt nie ma miejsca

potem - za kilka tygodni - byly nauki. oprocz nas 2 pary. przyszla pani, ktora stwierdzila, ze wszyscy inni mecza na naukach, ale ona sie nie bedzie na drobne rozmieniac, uczyla nas na sile NPR nie bedzie, jak bedziemy cos od niej chcieli to jest tam a tam w takich i takich godzinach, ewentualnie podala telefon. 1 (slownie: JEDNO) spotkanie 90minut. z czego 15-20 i tak poszlo na rzeczy niezwiazane

i nawet mi sie podobalo
innymi slowy: MEGA ROTFL ROKU

jedynie teraz mnie przeprawa z wracajacym za pare dni z kolonii xiedzem czeka, bo chce ciut formule przyrzeczenia zmienic... ale ta parafia jest tak utylitarna, ze chyba nie bedzie problemu
