Jak narazie męcze się z fotosikiem - wgrywam zdjęcia

Ale może korzystając z okazji, że fotki się wgrywają napisze Wam jak minął ostatni tydzień panieństwa

Relaksować zaczełam się już w poniedziałek u fryzjerki - byłam na balejage. Wysiedziałam się tam 4 godziny

I tak minął dzień pierwszy

bo później to już chyba nic nie robiłam

Bieganina zaczęła się od wtorku bo trzeba było co chwile jeździć do centrum miasta bo zawsze coś brakowało. We wtore byliśmy też u fotografa i kamerzysty. Obgadaliśmy wszystkie szczegóły i pełni nadziei pojechaliśmy wieczorem do domu. Rafał relaksował się przed TV a ja z moją kuzynką robiłam śpiewniki dla gości weselnych

I tak minął dzień drugi.
Środa zapowiadała się bardzo ciekawie i intensywnie. rano jak zwykle na zaupy bo brakło wstazek do śpiewników

A później po kolei - fryzjer, makijaż i ostatnia przymiarka sukienki

Z fryzury byłam zadowolona, ustaliłyśmy szczegóły i już biegłam pędem na makijaż

Makijaż nie zrobił na mnie jakiegoś szczególnbego wrażenia. Bratowa jak mnie zobaczyła, że wyglądam jakbym nie miała go w ogóle ... nie powiem, żebym wtedy nie była troche skatowana

W międzyczasie wyszło jeszcze, że na makijaż kobieta mnie umówiła na godz 9:30. Do fryzjera byłam umówiona na 8.00. Ni ewiem co sobie kobieta myślała zaoisując mnie na maijaż, źe w trakcie fryzury będę leciała przez całe miasto, żeby mogła mnie wymalować ?

troche się pozłościłam i musiałam się wziąć w garść bo przecież trzeba było działac a nie rozpaczać ... obdzwoniłam kilka salonów kosmetycznych w poszukiwaniu wolnego terminu ale nic nie znalazłam. Zresztą na 3 dni przed slubem kto by miał wolny termin ....
Ostatnia deska ratunku to fryxjerka.... I jest

udało się przełożyć godzine czesania ale na 6.30 rano .... no nic trudno się mówi.... najwyżej się nie wyspie

Później salon ślubny. Przymiarka sukienki. Już wtedy czułam się wyjątkowo. Miałam złe przeczucie jeśli chodzi o makijaż ale nawet nie było tak źle. Spisał się super w zestawieniu z całą resztą