Gdybym wyszła za swoja pierwszą miłość...
byłabym żoną dobrego, wrażliwego człowieka, który wiem że nigdy by mnie nie skrzywdził, dbal by o rodzine, zapewnił wysoki standart zycia....mialabym cudowna tesciowa, ktora traktowalam jak przyjaciółkę...ale wiem ze nie bylabym z nim szczesliwa, bo go nie kochalam tak jak kobieta kocha mężczyzne...raczej jak przyjaciela. I mimo ze nasze roztsanie bylo burzliwe traktuje go nadal jako osobę mi bliską, martwie sie jak cos u niego sie dzieje zlego i ciesze sie gdy jest dobrze, np gdy mial slub dwa tyg temu nie wyobrazalam sobie nie zlozyc Im zyczeń i pogratulować...
W pełni szczesliwa poczulam sie dopiero przy moim mężu i dziękuje Bogu że pojawił sie on w moim życiu...