Gdybym wyszła za swojego pierwszego chłopaka, to.... nieeee, taka opcja w ogóle nie była możliwa. Tototo nawet koło miłości nie stało

A kumplujemy się do dzisiaj, razem z naszymi drugimi połówkami (

).
Gdybym wyszła za swoja "pierwszą miłość" to... hmmm...
Być może mielibyśmy dziecko, a być może mielibyśmy wielki kryzys w związku (związany z moją niechęcią do posiadania potomstwa).
Miałabym teścia na sto dwa, wspaniałego i do rany przyłóż.
Miałabym teściową, która potrafiłaby dowalić bardziej niż bokser w ringu
(polubiła mnie dopiero kiedy się rozstaliśmy, myślę, że to jakoś o niej świadczy. To co aktualnie odstawia swojej synowej mnie bawi, ale na samą myśl, że miałabym znosić podobne akcje... Brrrr

)
Możliwe, że nie skończyłabym studiów, choć jest szansa, że on by je przy mnie skończył.
Dawalibyśmy sobie jakoś radę, choć na festiwale muzyczne nie pojechalibyśmy razem.
Jednego jestem pewna- bylibyśmy najbardziej zagorzałym małżeństwem kibiców jakie mogłabym znać

Mogłoby to rujnować nasz budżet, ale oboje byśmy do tego przykładali ręce

Problem prezentów by nie istniał w naszym przypadku

(wszystko co ma związek z ukochanym klubem jest dobrym prezentem)
Może to wszystko byłoby możliwe gdybyśmy spotkali się w innym czasie.
Ale szukając swojego miejsca na ziemi, celu w życiu i szans na rozwój nie widzieliśmy siebie razem.
Ciężko odchorowaliśmy tę decyzję, ale koniec końców chyba obojgu wyszło nam to na dobre.
Przyjaźnić się nie będziemy, bo jego żona traktuje mnie jako zło ucieleśnione
(co na swój sposób mi schlebia

Jest taka zazdrosna, bo ja jestem taka fajna

)