Mój poród był w miare szybki i lekki..
Termin miałam na 21 maja.. ale przedłuzył sie 2 czerwca

Przez okres 2 tyg po terminie, chodziłam do połoznej na wizyty. Smieli sie ze mnie, ze brzuch mnie przewali, zebym juz rodziła.. bo byłam szczupła, tylko ten olbrzymi brzuchol..
Wiec, juz po tych 2 tyg, prosiłam polozna, aby mi "pomogła" juz urodzic, bo nie moge sie doczekac, a tez było mi juz ciezko..
Tak wiec, przyszłam, połozyłam sie na łóżeczko..

i i wsadziła mi dwa paluszki z jakims żelem ... hehehe.. i pomasowała mi tam w srodku.. nie było to zbyt miłe.. polozna powiedziala, ze do wieczora cos zacznie, przynajmniej powinno sie dziac.. potem do wieczora krwawiłam.. i okropnie brzuch mnie bolał.. i pomyslalam ze nie był to zbyt dobry pomysł.. marcin to ciagle mi powtarzał, ze to Ola powinna zadecydowac kiedys wyjsc.. ale niestety czasem trzeba pomóc naturze.. ale niestety.. cisza.......
Tak wiec, po nieudanej próbie, ponownie przyszłam do poloznej, i wtedy juz zadzwoniła do szpitala gdzie mialam rodzic, ze przyjde, i tam juz sie mna zajma..
Tak wiec, miałam przyjsc na 15.
Przyszłam..
W skrócie, to samo mi zrobili co wtedy tamta polozna.. tym razem było bezboslesnie..

kazali isc do domu, wziasc torbe z rzeczami.. i wrócic... bo juz mnie poloza na sale..
Wróciłam, było ok 17, załatwiłam sparwy papierkowe.. i poszłam na sale.
Przebrałam sie, połozyłam sie... tylko troche nudno mi było.. a ze miałam ipoda.. muzyczki sobie posłuchałam.. strasznie sie nudziłam..
ale juz wieczorem zaczeły sie krzyki, kobiet obok... miały bóle..
Ok godziny 24-1, bo juz nie pamietam dokładnie.. wzieły mnie bóle.. nie wiedziałam gdzie wlesc... ja miałam bóle z pleców i brzucha..
przyszła pielegniarka i dała mi zastrzyk przeciwbólowy.. na chwile zadziałał, ale potem to juz nic nie pomagało..
trwały około 4 godzin.. z przerwami któtkimi.. nie wiem kiedy nawet zasnełam, bo lezałam dosłownie na ziemi, a jak sie obudziłam to lezałam na łózku.. (?)
o 6 rano obudziła mnie polozna sprawdzała mi rozwarcie, miałam 6 cm!!
jak mi powiedziala ze juz niedługo bede rodzic, przeszedł mnie strach! pomysłałam.. kurcze to juz..?
byłam jako-tako przygotowana na to.. ale w tamtym momencie.. przestarszyłam sie.. i zarazem ucieszyłam.. jejku, juz niedługo bede miala dziecko.. moje i tylko moje..

zaprowadziła mnie na sale, byłam tam sama.
przyszła anestozjolog, miałam znieczulenie w kregosłup.. (nic nie czułam jak mi wbijała igłe).
wtedy przyszła polozna która miała odbierac poród.
podłaczyli mi kroplówke.. i wtedy czekałam na pełne rozwarcie..
niedługo potem przyszedł Marcin..
rozmawialismy, smialismy sie.. duzo mi pomógł, bo to ze nic nie czułam, nie znaczy ze nic mi nie było.. denerwowałam sie, ale moj kochany maz, sprawil ze szybko zapomnialam o tym..
najzabawniejsza historie to miałam, ze lezac na lozku, poczułam ze musze isc do kibelka.. ;P i poprosiłam marcina zeby mi pomógł tam dosc..
usiadłam na sedesie.. no i... zaczełam przec.. heheh
przyszła połozna, i pyta sie mnie co ja robie..? a ja ze zachciało mi sie na kibelek.. a ona, ze to dziecko pcha sie na swiat, zebym biegła na łózko, bo urodze w toalecie!! zebym kładła sie na łózko, bo bede rodzic..
polozyłam sie.. i po jakims czasie, poczułam parcie.. nie czułam nic, poza parciem.. polozna mówiła mi tylko kiedy przec.
marcin był obok mnie, trzymał mnie za reke, czasem zagladajac mi miedzy nogi.. hahah..!!
gdy wyszła połowa główki, nie mialam juz siły, byłam zmeczona.. prosiłam polozna aby mnie nacieła.. ona odmówiła, zagrzewała mnie do "walki".. ze potrafie to zrobic, ze jestem dzielna, ze nie potrzebuje pomocy..
wtedy marcin powiedzial, mi do ucha, zebym wzieła sie w garsc, ze on mi pomoze, pocałował mnie w czoło..
wtedy nabrałam najwiecej powietrza w płuca i wtedy ostatnim parciem urodziłam Ole.. 02.06.2005 o 13.04.
samo "wyjscie" Oli trwało 40min.
(pamietam jedna mysl.. ze nie wiem dlaczego, ale myslalam o tym, jak ja ja wezme, chcialam zeby ja wpierw umyli, zanim mi ja dadza.. bo ona bedzie we krwi, i tym wszystkim.. ale kiedy mi ja podała, nawet mi to przez mysl nie przeszło.. nie mogłam sie doczekac aby ja wziasc na rece.. nawet jak przed samym wyjsciem, złapałam ja pod raczki i jak dosłownie wyjełam z siebie.. była taka ciepła i miekka... najcudowniejsze uczucie..)
od razu polozna dała mi ja na brzuch.. nie potrafiłam powstrzymac łez.. tuliłam ja do siebie, i płakałam jak bóbr.. byłam taka szczesliwa!!
marcin pstryknał nam kilka fotek, potem polozna naszej trójce.
za chwile przyszła inna polozna, i uczyła mnie karmic.. choc nie było tak zle u mnie, bo chodziłam z siostra na szkołe rodzenia, jak ona była w ciazy.. wiec wiele sie nauczyłam..
po umyciu, przebraniu, zawiezli nas na inne pietro do pokoju.. tam polozyłam Ole do łózeczka.. i przed dłuzszy czas wpatrywałam sie w jej buzke.. nie mogłam oderwac wzroku!
po 2 dniach przyjechał marcin po nas.. i pojechalismy do domu.
Ole karmiłam jakos 2 tyg. bo po 3 dniach po porodzie, musialam wrócic do pracy.. zciagałam jakis czas, ale potem zrezygnowałam..
miałam za duzo pokarmu, mogłam wykarmic 2 dzieci..!
leciało ze mnie jak z kranu.. tak wiec musiałam przestac zeby mi znikneło mleko.
nie mialam problemów takze w trakcie zanikania mleka, nie bolało mnie..
Ola spała dosłownie z zegarkiem w reku co 3 godziny, takze wysypiałam sie.. była kochanym maluszkiem!
tak wiec, szybki poród, bezbolesny, bez zadnych pekniec, naciec. miałam szczescie,
mam nadzieje ze nastepna ciaze tez bede miala tak "dobra" jak pierwsza..
i niedługo ... powieksze grono ciezarówek..
