vonka miejsce w odliczanku pewnie, że się znajdzie bardzo się cieszę, że w końcu zawitałaś

i dziękuję za tyle miłych słów, mam pytanie czy ty wszystkie strony przeczytałaś??
przez weekendy mnie nie ma, bo jestem ze swoim Sebusiem, a potem mam tyle nadrabiania, ale daję radę

Aguś-sc jak tam poszło.Czekamy na relację 
no cóż, wiedziałam, że bez wzruszenia się nie obędzie, ale może zacznę od początku...
w sobotę pojechałam na noc do Sebastiana, rano w niedzielę wstaliśmy poszliśmy do kościoła na 10.30 spotkałam nawet
Ewelinkę

ale to było tylko spotkanie wiadomo no w kościele się nie rozmawia. Po mszy wróciliśmy do domciu a na 12.00 poszła mama Sebcia na mszę. Po mszy przyszła do domu, zaczęliśmy szykować obiadek

, mój "mąż" miał już lekkiego stresika

. W końcu zaczęliśmy wynosić talerze i rosołek do pokoju i gdy już był nalany, my poszliśmy do małego pokoiku po zaproszenie o czym mama oczywiście nie wiedziała, wzięliśmy, wchodzimy do dużego pokoju, mama siedziała, podeszliśmy trzymając się za ręce, wstała Sebuś zaczął mówić , była może nie to że w szoku, ale zdziwiona owszem jeszcze było spokojnie, ale gdy wyciągnęła zaproszenie z koperty otworzyła i zaczęła czytać, wzruszyła się

nie mogła doczytać do końca, mnie wtedy też tak zaczęło brać, ale dałam radę

, następnie siedliśmy do obiadku, zjedliśmy

i tak troszkę jeszcze posiedzieliśmy po czym zaczęliśmy się zbierać do wyjścia

. Gdy już byliśmy gotowi wyszliśmy i po drodze do mnie pojechaliśmy na cmentarze

do naszych drugich połówek rodziców, może dla Was wyda się to śmieszne, dziwne bądź jeszcze co innego, ale ja nie wyobrażałam sobie żeby nie odwiedzić grobów naszych rodziców i mimo tego że nie żyją ich nie zaprosić, w końcu to też nasi rodzice a że nie żyją no cóż tak bywa, a wiemy i wierzymy w to bardzo głęboko, że będą w tym dniu z nami tzn wiem o tym, że są przez cały czas, ale zaprosić też trzeba jak ja to mówię, mimo że ich nie będziemy widzieć, lecz będą duchem i wiem, że będą się cieszyć razem z Nami jak i bawić się na naszym weselu, po zapaleniu zniczy, zaproszeniu i po modlitwie, pojechaliśmy

do mnie...weszliśmy do mieszkania, pokroiliśmy roladę z bitą śmietaną, mój tato zdziwiony

, pyta się co to za okazja, więc ja mówię, no co niedziela palmowa hi hi, Dziubek zaniósł do dużego pokoju talerzyki ja wróciłam się do małego po zaproszenie tu znowu ja miałam stresika

, wchodzę do dużego Sebuś stanął, chyciliśmy się za rączki tak jak u niego, mój tata stał przed Nami oczywiście też zdziwiony i pękłam, jeszcze nic nie zaczęłam mówić a łzy poleciały

, pontonu

nie było ale wzruszenie tak i tak stałam i płakałam nie byłam w stanie nic z siebie wydusić, mój tato patrzy i mówi "co to zaproszenie, co to zaproszenie" i jeszcze "czy przy każdym wręczaniu zaproszeń tak będę płakać??" hihi tak się powtarzał a Sebuś widząc co się dzieje ze mną się pyta czy On ma powiedzieć a ja mówię że nie ja powiem no i tak staliśmy jeszcze przez jakiś czas ehhh w końcu się uspokoiłam powiedziałam co miałam powiedzieć, czyli "ze względu na to, że zbliża się dzień ślubu, zapraszamy Cię na nasz ślub" wogóle miałam powiedzieć co innego

, ale z tego wzruszenia wszystko zapomniałam i wyszło jak wyszło

, Sebuś bardzo ładnie mamę zaprosił a u mnie tako jako, ale najważniejsze, że rodzicom zaprosznia się bardzo ale to bardzo się podobały

, tatko to nawet już zaczął się chwalić, a mama kobiety mojego taty jak zobaczyła zaproszenie podobno się popłakała, to już mi tata powiedział i tyle...
Najbardziej się cieszymy z tego, że udało Nam się rodziców zaskoczyć, po 1 to to że wogóle się nie spodziewali, że dostaną a po 2 może nie wyglądem, ponieważ goście też takie dostaną, ale to co jest wyrażone w środku zaproszenia
uffff jak dobrze, że to już za sobą