Cześć Ciocie
Miło mi, że tak odbieracie moje posty i samopoczucie. Żeby jednak nie wydawało Wam się, że jest tak kolorowo, to "pochwalę" się, że Amelia dziś w nocy nie mogła spać...a ja razem z nią rzecz jasna...

Wszystkie książkowe sprawy sprawdzone- dziecko nakarmione, odbite, przewinięte, przytulone, pobujane i tak dalej...i nie chciało spać

i tak od 21 do rana prawie z pół godzinną przerwą na spanie. Kiedy tylko odkładałam małą, to zaraz się budziła i płakała

nawet ze mną w łóżku nie chciała zasnąć. No to ją nosiłam, mocno przytulona była spokojna pieszczoch jeden. To samo dziś rano po przebudzeniu, tym razem z kolei chciała tylko przy cycku. I jadła, odbijało jej się i robiła w pampersa i tak trzy razy w ciągu dwóch godzin
Mówię Wam momentami to już ręce mi opadały, ale jak spojrzałam na tą jej zmartwioną śliczną buźkę to nabierałam sił.
Miałam dziś starcie z siostrą, które wywołało u mnie lawinę łez

fatalnie poprostu się dziś czuję. Wyprowadziła się dziś... Tak ponoć miała w planie

Wczoraj się umawiałyśmy, że przyjdzie z pracy i pomogę jej się spakować, i razem zastanowimy się co by ode mnie potrzebowała na początek... Ona dziś wraca po 14 z pracy i mówi, że za chwilę wychodzi na korki

wściekłam się, ale siedziałam cicho z małą na rękach. Na chwilę poszła do góry, zeszła i mówi- masz juz komodę opróżnioną... Machnęłam ręką i powiedziałam dobra... A ona na mnie wyjechała, że o co mi chodzi. To jej powiedziałam, że wyprowadza się już trzeci dzień, że się wczoraj umawiałyśmy, że tyle się zarzekała, że mi pomoże, a robi wręcz odwrtotnie, że cały dom nie będzie uzależniony od jej wyprowadzki... To sie wydarła na mnie, że jej życie nie będzie uzależnione ode mnie, że ona nie ma najłatwiej i mam dać jej spokój, bo mówiła, że w sobotę się wyprowadzi.
W sobotę...to po co od połowy tygodnia się srała i co dzien coś... i co dzień truła czy jej irek przewiezie rzeczy (Irek zrywał się po nockach o 14 przez dwa dni, żeby jej po pracy zawieźć te rzeczy) w rezultacie dziś ktos po nią przyjechał

Dzis obudził Irka krzyk mojej sis na mnie... poszłam z płaczem na górę i mówiłam do Irka, że dziecko niespokojne, że proszę, żeby uważąła żeby mi małej nie owiało, a ona rzecz nosi co dzień jakieś i drzwi na oścież otwarte... Ech szkoda gadac... Potem mi smsa napisała, że jest jej przykro, że nie może mi pomóc i takie tam... A mi nie chodzi o pomoc...na to nie liczę, tylko mogła sobie całą sobotę poświęcić i raz w pożądnie wszystko spakować i byłby spokoj, a nie trzy dni na raty się wyprowadzała. Odpisałam jej, że nie mam do niej żalu o pomoc, ale te dwie noce jeszcze mogli chyba bez siebie wytrzymać, i nie ma podporządkowywać życia pode mnie, tylko w moim domu jest obecnie wszystko pod dziecko, ale nie oczekuję, że ona to zrozumie, bo nie ma dzieci i tyle.
A ja taka jestem miękka buła, że jak mała spała, to posżłam na górę i jej spakowałam część rzeczy. I nie wiem czy zrobiłam to, bo mi jej szkoda było, czy poprostu tak było mi wygodniej, bo ja zrobiłam to w godzinę, a jej by to pewnie zajęło godziny...

Totalny brak zrozumienia...na dodatek cały tydzien po pracy wpadała na chwilę do domu, zjadała obiad (ugotowany przeze mnie rzecz jasna) i zostawiała naczynia mi do mycia... Co tez jej wygarnęłam dziś

Miarka sie przebrała poprostu dzisiaj...ja też jestem tylko człowiekiem przecież