noooo obiad obiadem ale potem kolejne zajecia weszły w grafik i zleciał czas aż małż wrócił z pracy. szybko jedzenie i pojechaliśmy do fotografa.
no ale najpierw reszta relacji.
ludzie bawili sie dalej, na prawde zabawa była świetna, miejsca na parkiecie było akurat tak że każdy mógł znaleźć miejsce dla siebie.
ale nastała 12....
.... zegar (podkład muzyczny) wybił dwanaście dzwonów tak że jak o tym teraz pisze to mam gesią skórkę.....
... normalnie mialam wrażenie że zaraz coś ważnego się wydarzy....
....to był wstęp do oczepin....
...zagrała muzyka z Rocky'iego.... i panna młoda wpadła jakby na ring....
pierwszy raz widziałam takie wejście

...potem poproszono pana młodego....(nie umiem tego napisać tak jak było ale jak kojarzycie jak sie bokserów wpuszcza na ring, jak sie akcentuje ich nazwiska to tak właśnie to wyglądało

...małż przyszedł.... i...dostał rekawice bokserskie a mnie posadzono na krzesełku......
zadaniem pana mlodego było wyjęcie mi welonu z włosów własnie w tych rękawicach tak by ie poburzyc fryzury.... eeee... miał moim zdaniem nad pozór proste zadanie bo welonik nie był podpiety dodatkowymi wsuwkami i wystrczylo go tylko ku górze wyciągnąć

...tak tez sie stało....

myslałam że skoro wyciagamy welon to pan mlody ma policzyć zabki na grzebyku i tyle razy pocałować...a tu....
miał pocałować tyle razy ile średnio wymaga wsuwek upiecie włosów panny młodej czyli - 25

za kazdym razem miał to być inna czesc ciała... no to całował.....

potem małż miał mi zawiązać szalik na głowie tak by nic nie bylo widać...i niestety szaliczek był tak porządny że nic nie widziałam....buuu... a tak bardzo chciałam rzucić welon siostrze.....
ech..no ale nic....
w tym szaliku na glowie Michal mial mnie wziac do tańca a ja w trakcie tańca miałam rzucic welon komuś zasiebie....

to rzuciłam i złapała moja najlepsza psiapsiółka

tez fajnie wyszło
potem ja miałam dorwać sie do krawata pana młodego ...a pana młodego w tym czasie bronili jego kumple w stanie kawalerskim stukając mnie po palcach a to łyżeczkami, a to widelczykami...
no ale co tam...tez udało mi sie zdjąć mężowi krawat i znów historia sie powtórzyła. ja wziełam Miska do tańca a on rzucał.
Napisane: 11 Lipiec 2007, 20:56:56
no i to by było po ocepinach

w zasadzie tych typowych zabaw weselnych byłoby na tyle. ale przyszła jeszcze kolej by pomęczyć pana młodego i sprawdzić jego sprawność fizyczną.....
by było mu raxniej do zabawy wzięto też świadka...
obojgu zawiązano na sznurku kręgle którymi mieli przesunąć klocek do mety....

oczywiście wiecie jak to wyglądało??? sytuacja byla o tyle trudna że kregiel wisiał z tyłu a klocek byl mały..... męczyli sie chlopaki okropnie a reszta umierała ze smiechu...akurat mnie zalewjaca się łzami ze śmiechu jest widać na drugim planie


potem jeszcze był konkurs z krzesełkami i zabawa polegajaca na odbijaniu panny mlodej w tancu i udzielania jej dobrych rad małżeńskich. generalnie chodziło o to by gości jeszcze troszke rozruszać. i udał o
się

weselicho skończyło o 4 rano.
my połozyliśmy sie spać o 5. w tym dniu czekały nas jeszcze...poprawiny
