Ech co ja z Wami mam... no dobrze dzisiaj ostatnia część fotek z wesela...
Po oczepinach Józek zorganizował pociąg który najpierw ja prowadziłam a potem Grześ, przy czy ja do Lambady, stąd te moje wygibasy bioderkowe, a Grześ chyba ... nie no nie pamiętam ale miał góralski kapelusz

Hm... na co on się tak patrzy?

nie uciekaj...

za mną nieopuszczająca mnie mała Ania
mijanka-hulanka

letko zmęczeni... tu już przy strogonofie więc pewnie było koło 2-3. Ale i tak trzymaliśmy fason- patrzcie na naszego świadka

potem głos zabrała reprezentacja mojego zespołu- niektórzy z Was wiedzą że w LO należałam do zespołu ALERT pieśni i tańca, a głównie to był tańcząco-śpiewający amatorski teatr. I tu nagle patzre a oni wychodzą na środek mikrofon w dłonie i dawaj śpiewać naszą piosenkę z dedykacją. Popłakałam się bardziej niż na błogosławieństwie, to było takie wzruszające... tak naprawdę największych przyjaciół mam właśnie z tamtego okresu i zawsze jak się natknę na jakiś zespół ludowy, albo chór to mi się łzy cisną bo chciałabym wrócić do tamtych czsów. Raz to nawet się w kościele popłakałam


oczywiście śpiewałam razem z nimi ale niewiele było słychać bo gula mi w gardle stała


może jeszcze znajdę tekst tej piosenki to Wam przytoczę.
A w tym czasie moi rodzice już bardzo byli obolali na nogi ale wytrzymali dość długo. O 4 rano tata podziękował wszystkim za zabawę i się zebrali.
Tu ich żegnamy.

Pozostali goście zostali do 5 z hakiem i się jeszcze w najlepsze bawili. I wszyscy poszli spać do pokoi które przygotowane były na nocleg od firmy Apollo- może nie Ritz, ale wszędzie czyściutko, świeża pościel i łazienki odnowione. A my zabraliśmy się do sprzątania. Trzeba było pozbierać wszystko. Ja jak usiadłam to potem nie mogłam już nawet chodzić tak mnie nogi bolały. Obsługa przygotowywała nam pojemniki i tacki z jedzeniem do zabrania a my alkohol zbieraliśmy. Mój braciszek i mój mąż dzielnie wszystko pochowali do auta i ze świtem czyli ok. 7rano udaliśmy się do domciu. Witało nas purpurowe niebo, a ja cieszyłam się jest już dzień a nie noc. Wcześniej bałam się że jak pójdziemy spać jeszcze w nocy to... i ten kto pierwszy uśnie to... a takie zabobony.
Wtaszczyliśmy się do domu obolali, mężu pomógł się rozebrać a guzików było sporo, zrobiłam sobie ziółek na żołądek bo bardzo mnie bolał wypiłam i poszłam spać już jako żona. A fryzurę rozplotłam wtracie jak moje chłopaki sprzątali na sali i zajęło mi to chyba godzinę wyciąganie tych wsuwek.
A tu jeszcze bo zapomniałam wcześniej wkleić wizytówki na stół mojego autorstwa i wykonania.

Jutro chyba jeszcze wkleje fotki z dnia następnego, był bardzo pracowity i postaram się napisać jakieś podsumowanie tego wszystkiego.
Buźka