Po drodze, mój narzeczony miał do mnie milion pytań organizacyjnych i myślałam, że go wysadzę,. bo byłam bardzo zestresowana, a on usiłował załatwiać ze mną sprawy, którymi zajmować powinien się świadek.
Pod kościołem czekała już część gości. Czas mijał, a ksiądz się nie zjawiał. Miałam milion myśli (nie przyjedzie, coś się stało, zapomniał, nie doplinowaliśmy czegoś, nie mamy dokumentów, sala nie jest gotowa, jedzenia zabraknie, wódka jest ciepła, kapela da ciała, goście nie będą się bawić i szybko się zmyją)...aż ksiądz się zjawił.
Kazał popsiać protokoły i wysłał nas pod chór. Powiedział, że mamy ruszyć kiedy zadzwoni. Organistka ..."spiewała", a my czekaliśmy na sygnał. W końcu zadzwonił. Radek ruszył z kopyta ciągnąc mnie za sobą. Nie miało to nic wspólnego z powolnym przechadzaniem się do ołtarza...
Usiedliśmy. Ksiądz z prędkością światła przeprowadził mszę, nie mogąc się zdecować, czy swoje kwestie mówić czy śpiewać. Tworzył miksy

Posłała Lili wrogie spojrzenie, kiedy ta bawiła się Mai torebką. W pewnym momencie wyszedł...Wrócił. Do mojego wujka, który kameroał wesele zagrzmiał z ambony "telewizja niech usiądzie".
Bardzo szybko zawołał nas do siebie.Rozpoczęliśmy przysięgę. Moment najmocniej stresujący...Głos mi drżał, myślałam, że zemdleję. Ksiądz przegnał świadka z tacą. (potem okazało się, że to była T. inicjatywa, bo nie było ani ministranta, ani kościelnego.
Hitem była jednak Komunia. Dostaliśmy my...Ksiądz rozejrzał się po kościole i ze stwierdzeniem "nikt więcej?!" Schował swój kielich. Najbardziej zdezorientowana była Maja, która miała dość blisko, ale nie dała rady dobiec do księdza. Kiedy ten odwórcił się z powrotem do wiernych, spostzregł, że do Komunia jednak ustawiła się kolejka...
Wybaczcie fragmentaryczność tej relacji, ale emocje mnie ciągle trzymają i pewnie nie wszystko pamiętam. liczę, ze dziewczyny (Maja, Karola) pomogą
