Wiesz co Sylwia, po tylu latach tutaj ciężko by mi było się przestawić do realiów polskich.
Nie zrozumcie mnie źle, ale mnie wkurza jak wchodzę do sklepu czy urzędu i widzę te panie, które siedzą tam za karę z fochem na mordce, tych ludzi wiecznie skrzywionych i naburmuszonych... nie wspomnę już o spotkaniach w gronie rodzinnym czy wśród znajomych, gdzie nie może zabraknąć rozmowy o polityce.
Uwierzcie mi, że ja nawet nie wiem kto tu jest prezydentem i świetnie mi się żyje bez tej wiedzy

Drogi mi się budują bez żadnych afer i generalnie jakoś tak przyjemniej jest jak ludzie naokoło się uśmiechają - i nie ważne czy szczerze czy nie - w dupie to mam - ważne, że nie są skrzywieni wiecznie.
Poza tym w Polsce jest tak cholernie drogo, że ja na serio nie wiem jak Wy sobie wszyscy radzicie... Ja patrzę z przerażeniem ile tam wszystko kosztuje.
Na prawdę chcieliśmy kiedyś wrócić do Polski - nawet mamy tam dwa mieszkania, ale ten strach, że sobie nie poradzimy i że będziemy klepali biedę nas paraliżuje. Nie chcę się zastanawiać czy w tym roku kupię dzieciom buty czy kurtkę. Tutaj nie mam takiego problemu i mimo iż nie żyjemy jakoś nie wiadomo jak bogata, a przez długi mojego męża często bywało tak, że brakło kasy, to i tak jest jakoś łatwiej...
Brakuje mi strasznie rodziny - tzn. bardziej tego, że Aimee ma dziadków tak daleko, wkurza mnie, że nie mogę być co roku na Wszystkich Świętych u mamy na grobie, że jesteśmy wśród obcych, często dziwnych ludzi (Agata coś wie na ten temat), że pogoda jest do bani, ale mimo wszystko chyba jednak jest lepiej tu niż w Pl
Ale się rozpisałam
