Witajcie moje Kochane Forumki po 2 tygodniowej przerwie!!! Bardzo się za Wami stęskniłam!
Wczoraj wieczorem na dobre zjechaliśmy do domku... ale dopiero dzisiaj udało mi się zabrać do napisania naszej relacji
Dzień przed ślubem minął spokojnie. Ja relaksowałam się w gabinecie kosmetycznym, a Tomek jeszcze załatwiał ostatnie sprawy na mieście. Noc spędziliśmy osobno... ale za to na brak towarzystwa nie mogłam narzekać- moja świadkowa i przyjaciółka z dzieciństwa (ta która przyleciała ze Stanów) bardzo dobrze "odprężały" mnie przy czerwonym winku

Było rewelacyjnie!!
Rano obudził mnie budzik... wstałyśmy z Magdą dość wcześnie bo jechałyśmy przystroić nasz transport do restauracji. Jak tylko otworzyłam oczy zaniepokoiła mnie jedna rzecz... w ogóle nie odczuwałam lęku!!!! Usmiechnięta od ucha do ucha nawet nie zauważyłam, że za oknem pogoda nie jest taka jak sobie wyśniłam. Swoją drogą rozbawił mnie niesamowicie telefon od Moni, która próbowała mnie pocieszyć i mówiła, zebym nie przejmowała się podgodą...i była taka przejęta, ze z początku nie mogłam jej wytłumaczyć, że ja jestem całkowicie wyluzowana i żaden deszcz nie jest w stanie popsuć mi humoru!! W końcu to nasz dzień!!!!
Moniu ale dziękuję Ci za ten telefon.. wiedziałam, że jestes myślami ze mną
o 12. 30 przyszła Pani Kasia- moja fryzjerko-makijarzystka. Ani się obejrzałam a już stałam przed lustrem z upiętym welonem!! Później przyszedł Pan Piotr z kamerą i Adam z aparatem...i chyba właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę, co się dzieje... ale nadal byłam bardzo spokojna i nade wszystko bardzo, ale to bardzo szczęśliwa!!!!!!!!
Ostatnie poprawki makijażu...
I byłam gotowa na przybycie mojego ówczesnego narzeczonego:
Który przyszedł i jak mnie zobaczył to...

i lekko się wzruszył....
Ale mi wtedy przyjemnie motylki w brzuszku latały!!!!!

Później jak zobacyzłam Tomka butonierkę to myślałam, że padnę ze smiechu....takich wodorostów to ja jeszcze nie widziałam!!!!

z początku nie widziałam jak się zachować...obciąć to coś...czy jak...ale w końcu postanowiliśmy zostawić to zielsko tak jak było...teraz tego trochę żałuję...ale przynajmniej mamy się z czego chichrac

hihihi
Później rewelacyjne błogosławieństwo, mój tato, a później teściowa bardzo ładnie przemówili do nas z głębi swoich serduszek..
Nastepnie wyruszyliśmy do kościoła. Wraz ze świadkami zajechaliśmy najpierw na zachrystię aby spotkać się z księdzem.. Gdy zobaczył nas takich radosnych przyznał, że chyba jest sam bardziej zestresowany niż my
Zanim się obejrzałam już stałam przy wejściu do Kościoła z tatką pod pachą
Musiałam dodawać mu otuchy bo był bardzo przejęty i obawiał się, że coś po drodze do ołtarza może pójść nie tak...ale tatuś bardzo dobrze sobie poradził i dzielnie odprowadził swoją córeczkę do swojego przyszłego zięcia
!!
Jesli chodzi o samą uroczystość...chyba nie będę orginalna jak powiem, że dla mnie była najpiękniejszą mszą ślubną na której byłam... z jednego prostego powodu- na tym nabożeństwie stałam się jednością z moim ukochanym...

i to było naprawde niesamowte uczucie!! Ksiądz Andrzej powiedział bardzo ciekawe kazanie, które myślę, że większości gościom utkwiło mocno w pamięci gdyż użył techniki wizualizacji (nie będę się wgłębiać w szczegóły). Efekt tego był taki, że na weselu kilka ciotek do mnie podeszło i spytało się skąd wytrzasneliśmy takiego wspaniałego duchownego

Ale wracając do najwazniejszego:
Przysięga: z opowiadań gości poszła nam wyjątkowo gładko... ale sama ocenie to dopiero jak zobaczę film

Mimo, że na każdym ślubie na jakim byłam do tej pory płaczę jak bóbr ... na własnym ślubie nie uroniłam ani jednej łzy!! Byłam tak absolutnie szczęśliwa, tak zauroczona chwilą, że ani przez sekundę łza nie zeszkliła moich oczu.

I pzysięgam Ci miłość...wierność...
Mężu, przyjmij tę obrączkę.... (jak to mówi mój mąż... "w tym momencie się zachipowaliśmy"

No i mogliśmy w końcu przypieczętować nasze słowa czułym pocałunkiem....
Następnie podpisaliśmy "cyrograf"
po chwili staliśmy już przed Kośiołem, gdzie nasi cudowni goście obsypali nas płatkami i bilonem, który o mały włoś nie pozbawił życia mojego męża
Przy życzeniach nie zabrakło naszych Kochanych Forumek!!
Chciałam w tym miejscu gorąco podziękować Asi, Agulce, Madzialenie, Nince i Klaudi i innym forumkom, które z różnych powodów nie dotarły na naszą uroczystość choć bardzo tego chciały- Wasze wsparcie w tyjm dniu było przeogromnie miłe!!!
Tutaj przyjmujemy życzenia od Madzialeny i jej męża- Konrada:
i od Asi...
A tam z tyłu przy mnie, jest Klaudia:
Dziewczyny zrobiły nam bramę...
Chciałam uciekać...ale usłyszeliśmy wówczas "gorzko, gorzko..." więc długo z pocałunkiem się nie ociągaliśmy

Pozwólcie, że odłoże dalszą część relacji na jutro!! Jestem już potwornie zmęczona... przyznam się szczerze, ze nawet nie jestesmy jeszcze do końca rozpakowani po podróży poślubnej.... ale na wszystko przyjdzie czas!!!
Jutro dalszy ciag relacji- nasze "wielkie" wpłynięcie na jachcie i imprezka do białego rana!!
Buziaki