Dołączam. Przeciwniczka wszelakich ćwiczeń fizycznych, jako tako nie mająca problemu z wagą i przemiana materii, ale... Czuję się jak staruszka. Do autobusu nie dam rady dobiec, jak wejdę na 4 piętro, mam wrażenie, że maraton przebiegłam, przejście z wydziału na wydział, z torebką i laptopem, to jak wyprawa na Mount Everest co najmniej, a jak mam 5 minut, żeby przejść z zajęć na zajęcia, to zawsze się spóźniam, a będzie coraz gorzej...
No więc zaczęłam ćwiczyć, uznając, ze 1 grudnia w poniedziałek to odpowiedni termin

Przez 3 dni płakałam jak ćwiczyłam, pierwszego dnia przeleżałam połowę ćwiczeń na dywanie, nie dając rady dupska ruszyć, ale po tygodniu jest coraz lepiej, znaczy dzisiaj zrobiłam prawie wszystko

No prawie bo nie dam rady zrobić pompki
Także liczę na wasze wsparcie, jak zechcę się poddać
