OK no to lecim z koksem

Był piątek gdy postanowiliśmy z moim tatą wspomóc mój spokojny sen i rozpracowaliśmy butelczynę whisky która tatulkowi specjalnie ze Szkocji przywiozłem. Powiedział wtedy że otworzy dopiero na mój ślub

no i stało się. Wcześniejszych godzin piatku lepiej nie wspominać bo z nerwów przedślubnych darliśmy z Anią takie koty

że aż strach, teraz się z tego śmiejemy. Noc przespałem nadzwyczaj dobrze

Poranek był jakis leniwy ale czas leciał szybko. O 13:40 pojechałem z moim świadkiem po kwiaty, wiązanki dla Ani, Asi (świadkowa) dla rodziców i mój do butonierki. Włos mi się zjeżył gdy przyszło do płacenia no ale cóż... ślub ma sie raz...
A potem to juz wszystko potoczyło sie szybko.
Przebrałem się, przyjechała limuzyna, pojechaliśmy po Anię.
Tam oczywiście drobne przywitanie z gośćmi i zeszła
ONA ...oniemiałem, ja rozumiem że przygotowania itd. ale to jak wyglądała Ania powaliło mnie na kolana, wyglądała prześlicznie a jednocześnie wyniośle, poważnie i z nutką jej zwariowanego charakteru.
Rodzice nas pobłogosławili, krótka seria fotek i śmigaliśmy już do kościoła. I tu pojawił sie pierwszy ZONK

Ania twierdziła że przezemnie ma plamke pomarańczową na sukni bo zapomniałem jej powiedziec że nie mozna bukieciku przechylać bo może sie woda wylać

na moje szczęście szybko ją przekonałem że to nie od bukietu tylko jej własna mama upaprała ją pyłkiem z lilii których wiązanke trzymała w dłoni. Byłem uratowany
W kościele atmosfera była niepowtarzalna i BARDZO nam sie podobało, oprawa muzyczno wokalna była fantastyczna, klimat niesamowity. Łezki sie kręciły niektórym. Z samej mszy to niewiele pamietam, takie emocje mi towarzyszyły ale przysiege pamietam to chyba najważniejsze

. Wiem że głos mi troche drżał

. Nad całością w kosciele panował ksiądz Mariusz który bardzo fajnie prowadził mszę (jak mi mówili

) a nas uspokajał i czuwał nad naszymi nerwami.
Dumnie wymaszerowaliśmy przed kośćiół gdzie powitało nas chyba kilka ton ryżu i pare tysięcy groszówek (Michał! niezapomnę Ci tego

) do tego stopnia że nie daliśmy radę wyzbierać wszystkiego bo za długo by to trwało
Życzenia po ślubie to tez fajna sprawa gdy nie wiesz kto Ci składa życzenia

, jest co wspominać.
Podróż do Goleniowa bardzo szybko nam minęła pewnie dlatego że opowiadaliśmy sobie nawzajem ze świadkami nasze ślubne emocje. W JF DUET krótkie powitanie, soł, chlebek, kieliszki. Ja oczywiście nie stłukłem bo na dywan upadł (kto tak długi dywan połozył

? ) ale świadek poprawił i było OK.
Przygotowywaliśmy się przed 2 tygodnie do pierwszego tańca

wszystko było opanowane ale jedynym zapominalskim ogniwem naszej pary byłem oczywiście JA, czasem zdażało mi się zapomniec jakiegos kroku czym Ania bardzo sie denerwowała. Nic to. Wyparadowaliśmy na parkiet i zaczęło się. Od razu poczułem że nie jest super bo nie ćwiczyliśmy z kiecką, kółka wychodziły nam trochę za małe bo nie mogłem zrobic zbyt dużego kroku bojąc się że nadepne Ani na suknię, za chwilę koleżanka małżonka stwierdziła że po czyms sobie depcze i w zasadzie to miała już dość tańca ale ja twardo prowadziłem do końca. Końcówka to był juz nasz wspólny śmiech i zabawa

. Okazało się że Ani zsuneła sie podwiązka !!! jak to mozliwe nie wie nikt bo gdy zaraz po tańcu nasunąłem ją na właściwe miejsce juz do końca wesela tam tkwiła. Taka złośliwość rzeczy martwych chyba. Tak czy siak ja uważam że taniec fajnie nam wyszedł. Może nie perfekcyjnie ale widac było że sie nie depczemy i że umiemy a o to mi chodziło. Podobało mi się.
A potem to juz tylko jazda na maxa była z której niewiele pamietam. Wiem że prawie nie zchodziliśmy z parkietu ale dokładne szczegóły to tylko na filmie zobaczymy.
Lokal spisał się na medal jeśli chodzi o gastronomię (no OK, może nie na złoty medal ale na brązowy

) Gorzej było z noclegami ale o tym napisze w osobnym wątku o JF DUET. Zespół również wszystkim sie podobał, zabawiali gości prześwietnie, ze smakiem i polotem. Dla każdego było coś miłego. No i mieliśmy też farta do pogody bo trafiliśmy w dołek pogodowy

tzn. w tym dniu temperatury spadły z 30 kilku stopni do 25°C i dawało się żyć.
Oczepiny tez bardzo fajnie wypadły, konkursy wraz z orkiestrą dobraliśmy dobrze bo sprawdziły się świetnie. Gościom najbardziej podobała się "Kareta". Potem były podziękowania i moja krótka przemowa "z głowy". Troche się zapętliłem ale rodzice i tak wiedzieli o co mi chodzi. Daliśmy rodzicom albumy z naszymi zdjęciami z dzieciństwa aż do czasu gdy poznaliśmy się opisując wszystko odpowiednio, strasznie im się podobało. Łzy były
Weselicho skończyliśmy o 5 nad ranem bo o 7 zaplanowane było już śniadanie, schodziliśmy spać jako ostatni i padliśmy jak nieżywi w pościel...
Pobudkę o 11 zaplanowałem, kąpiel, śniadanie i o 13 poprawiny.
Jeśli kiedykolwiek się zastanawiałem czy DJ to dobry pomysł (kiedyś miałem te wątpliwości

) to teraz wiem że nasz DJ byłl po prostu fantastyczny.
Zibi wprost cudu dokonał bo ruszył z krzeseł zmęczone towarzystwo, rozleniwione i chcące najczęściej posączyć browarek a jednak udało mu się. Bawili się głównie młodzi i miejscami "jaja były jak berety" przy pomocy Zibiego

.Nie musze chyba dodawać że prym na parkiecie znowu wiodła Para Młoda
Jedno moge powiedzieć
DZIĘKUJEMY CI ZIBI

było rewelacyjnie.
O 18 było już po porawinach, my zmęczeni wracaliśmy do domu gdzie dochodziliśmy do siebie przez następne 2 dni

.
To na razie tyle. Wiem że na pewno nie napisałem wszystkiego. Pytajcie więc. Postaram się tez namówić Anię żeby coś od siebie skrobnęła.
No i zaraz tez zdjęcia będą, właśnie wybieram
