A nas dzisiaj zastała zima. I to jaka, ze śniegiem do połowy łydki. Rano przed pracą musieliśmy zawieźć Wiktora do mojej mamy. Wyszliśmy na autobus tak jak zwykle, ledwie dalismy radę dojechać wózkiem na przystanek. A tam tłum ludzi. Postaliśmy pół godziny, ale żaden autobus nie jechał ani w jedną ani w druga stronę. Tomek wrócił sie do domu wymienić wózek na sanki i ruszyliśmy na pieszo do mojej mamy. Śnieżek sobie sypał a my przecieraliśmy szlak

Doszliśmy do mamy, zostawiliśmy Wiktora i ruszyliśmy do pracy. Nadal ani widu żadnego autobusu. Dobrze, że aż tak daleko nie mamy i w sumie spóźniliśmy się jedynie godzinę

Po drodze minęliśmy z 10 autobusów stojących w kolejce pod górkę. Nie mogły biedne podjechać.
Po południu mam iść do dentysty, ale jak się pogoda nie wyklaruje to chyba sobie odpuszczę.
Z całej tej zimy to najszczęśliwszy jest Wiktor bo ma okazję 3 raz tej zimy jechać sankami
