Dzisiaj, jak co niedzielę, wybraliśmy się na mszę dla dzieci. W kościółku po małym pozbyciu się krepującego kombinezonu, mały przez chwilę spokojnie siedział w wózku i obserwował. Po chwili jednak stwierdził, że zwiedzanie jest ciekawsze. Na początek do zwiedzania Wiktorek wybrał sobie konfesjonał i wyobraźcie sobie, że wziął i usiadł sobie na miejscu księdza - tylko dać mu stułę i mógłby spowiadać

. Po konfesjonale wyszedł sobie na środek kościoła i po krótkiej obserwacji zgromadzonych osób zaczął się wspinać w kierunku ołtarza ale tu już go musiałem powstrzymać co by księdzu nie ściągnął czegoś z ołtarza. Jak przystało na wędrowca musiał także odwiedzić tatusiowe kąty czyli zakrystię (tatuś kiedyś był ministrantem i lektorem) i tu mu się podobało najbardziej. Po powrocie śpiewał sobie razem ze wszystkimi i samodzielnie też. Na koniec mszy słuchał jak śpiewała schola ale im już nie pomagał.
Po kościółku poszliśmy do moich rodziców i mały wariował z dziadkiem

i dziadek z nim

. Wieczorkiem wróciliśmy do domku i maluszek już śpi.
Koniec sprawozdania z dnia dzisiejszego.
Szkoda tylko, że nie mieliśmy aparatu
