Ale zacznę od początku może historie wyjazdowe...
Załatwiliśmy księdza...

protokół spisany i nawet nie było najgorzej... i mamy zgodę aby ślubu udzielił nam nasz znajomy Xiądz Bogdan, który będzie też na weselu jko gość.
W USC wysiedzieiśmy sie 1,5 godziny i

sie troche pogryźliśmy z panią urzędniczką, która bawiłą się w gestapo... po jakaą cholerę oni muszą wiedizzeć kto nas utrzymuje do wydania zgody na ślub?
Postanowiliśmy osttecznie ,że dodam sobie nazwisko Pierona do mojego, a dzieciaki będą Piwońskie po tatusiu

co wprawiło mojego kota w straszną dumę i puszył się jak paw...

moja fryzjerka nas wystawiła do wiatru i się nie pojawiła, za to wysłałą sms, że ma pilny wyjazd do wrocławia zwiazany z zakupem mebli do salonu (w niedziele

)
przełożyliśmy więc spotkanie na poniedziałek po czym wszelki słuch po niej zaginął

i miałam ochotę ją
ostatecznie poszłam do salonu zorbić pasemka (nieudane zresztą) i tak dostałąm namiary na mojego chłopczyka od fryzury...

i jestem nawet bardziej zadowolona
bo co by było jakby ta moja fryzjerka mnie wystawiłą w dniu ślubu

musiałabym ją nieco uszkodzić
