Wczoraj byłam na przymiarce, już chyba ostatniej. Sukienka w przyszłym tygodniu będzie do odbioru. Moja mama robiła mi wczoraj zdjęcia - żebym mogła pokazać je w kwiaciarni czy u fryzjera, byłam taka zadowolona a tu pech. Ktoś ukradł mi aparat z samochodu - i to tak, że nie zrobił żadnych widocznych śladów włamania. Gdy prowadziłam to położyłam aparat na siedzeniu pasażera, a on w czasie jazdy zsunął się poprostu na hamulec ręczny. Nie zauważyłam tego. Za to zauważył ktoś inny. Nie wiedziałam jak o tym powiedzieć Andrzejowi, bo to była jego cyfrówka. W końcu wydusiłam to z siebie. I tu.... wolałabym żeby na mnie nakrzyczał, coś mi nagadał, a on nic. Poszedł tylko na spacer. Widziałam, że był zły ale zaraz stwierdził, że trudno, że pożyjemy jakiś czas bez cyfrówki. Nawet nie wiecie jak było mi głupio. Przepraszam, że piszę tak chaotycznie ale jeszcze mi od wczoraj nie przeszło.
Wszystko jakoś idzie z oporami. Jakby tego było mało to diadem do włosów, który kupiłam na ślub, pękł i rozsypał się na 2 części.
Mam nadzieję, ze w końcu ta zła passa minie, jak to mówią: "Per aspera ad astra"(przez ciernie do gwiazd"