relacja na pewno się przeciągnie, bo mam tipsy i zle mi sie pisze na klawiaturze, a po drugie to nie mam jeszcze fotek...
mam tylko kilka od szwagra.
piątek 01 lipca 2011r.budzę się, patrze przez okno - pogoda w sam - raz.
myślę sobie " może jutro też tak bedzie?"

no ale szybko przestalam, bo nie mialam w ten dzien czasu nawet na myslenie...
wstalismy rano, umowiona bylam do kosmetyczki na regulację i hennę brwi na 10:30.
a więc rano ogarnęlam sie, sniadania nawet nie mialam apetytu powąchać.
bylsmy juz gotowi i mysle sobie "ooo spokojnie zdazymy".

bo ustalone mielismy jeszcze zeby zajechac do motelu u Artura w wiosce pokoje zalatwic dla gosci i od razu zaplacic .
a wiec jedziemy do motelu.

wszystko ladnie pieknie poszlo.
babka nie chciala brac od nas pieniedzy z gory, ale w koncu sie zgodzila.
ja zadowolona ze juz bedziemy jechac do kosmetyczki

dowiaduję się ze mamy jeszcze jechac po odbior samochodu z warsztatu mojej "super-swiadkowej"...
a ja juz

nie dosc ze pozyczylismy jej nasz samochod na tydzien do hamburga to jeszcze takie korowody jak czasu nie mamy...

no to ja za telefon i dzwonie do kosmetyczki czy moge sie pol godziny spoznic.

zgodzila się, uff...

to my szybko po samochod i pozniej na stargard do kosmetyczki.
bylam na styk, godzina 10:59

wszystko co dobre szybko sie konczy, zaplacilam i wyszlam.

wsiadłam w samochod i jedziemy na miasto po koszulę dla Artura na poprawiny.
weszlismy do sklepu, pani pokazala nam od razu kilka koszul , my tak stoimy , patrzymy

i po chwili
on: "tą?"
ja: "no fajna, to tą".
zaplacilismy i wyszlismy

nie ma to jak super szybkie zakupy

pozniej do netto po szampany dla dzieci i jakies zakupy.
zakupy zrobilam, a szampanow oczywiscie zapomnialam

no to Artur z powrotem do netto.

po chwili wraca mowi ze nie ma.

no to super

pojechalismy więc do kauflandu i tam byly

jak wyszlismy z kauflandu to przypomialo mi się ze przeciez musimy dzisiaj zrobic ta glupią nieszczesna spowiedz!

to jedziemy wiec do kosciola.
zamkniety.

do nastepnego - ksiedza zadnego nie bylo.
do trzeciego - msza sie odprawiala i to chyba nawet jakis pogrzeb

wiec nie weszlismy.
siedzimy w samochodzie patrze na zegarek i stwierdzilam ze nie mamy czasu na takie glupoty jak spowiedz, bo na 16 mialam w szczecinie egzamin w szkole i ze musimy juz wracac do domu, bo musialam sie ogarnac itd.
w Artura wstąpił diabeł
zaczal mnie namawiac zebym nie jechala i w ogole, ze przeciez jutro nasz slub to zebym dala sobie spokoj.

a że mnie w takich sprawach dlugo nie trzeba namawiac to bez zastanowienia się zgodziłam

a więc takim sposobem zyskalam na czasie.

i pomyslalam ze teraz mam tyle czasu na ten dzien przeznaczone ze spokojnie sie wyrobie ze wszystkim w tym dniu i pojde wczesniej spac...

no, ale się przeliczyłam...

c.d.n.