Ja mojego przyszłego męża poznałam całkiem niedawno.
Kolezanka z pracy zaprosiła mnie do swego rodzinnego domu na grila- jej brat właśnie wrócił z Niemiec i robił małą imprezkę. Nie powiem miałam kilka obaw-gril nie był w Szczecinie, tylko na wsi (za Pyrzycami)- no, ale w końcu zapakowałyśmy namiot i pojechałyśmy.Mój tata zawiózł nas samochodem. Dojeżdżamy na miejsce-a na ganku stoi facet - dla mnie ideał-mój typ faceta

- mówię do Agi-będą kłopoty

.
To było 25 czerwca 2005r.
Jak to się rozwinęło?


25 grudnia 2005r. zaręczyliśmy się- bo chcemy być ze sobą, bo się kochamy , mamy podobne poglądy na życie i przede wszystkim dlatego, że chcemy założyć wspólnie RODZINĘ.
5 sierpnia 2006r. bierzemy ślub- czyli po 13 miesiącach znajomości
Nie mieszkamy ze sobą, widujemy sie 2 razy w tygodniu, no i oczywiście w weekendy
Mam bardzo dużo obaw jeśli chodzi o taka zwykła codzienność.....mniej więcej wiem jakie ma przyzwyczajenia, wiem co lubi, co go złości itp., ale nie mieszkamy ze sobą, nie widujemy się dzień w dzień.
Po drugie przeprowadzam się na wieś- zmieniam miejsce zamieszkania: dom, miasto..
Na szczęście Rysiu mnie rozumie- i nie napiera. To moja decyzja..zawsze chciałam mieszkać na wsi
Obawy sa tylko na temat codzienności ....
Czy mam obawy typu:
-czy nam się uda,
-czy bedziemy umieli razem dochodzić do kompromisów,
-czy będziemy się szanować???
Takich obaw nie mam- zakochałam się od pierwszego wejrzenia (choć nigdy w taką miłość nie wierzyłam) i wiem, że to jest człowiek, który jest mi przypisany przez Boga- po prostu to czuję
Po co bierzemy ślub??? Aby być razem i by wspólnie tworzyć rodzinę.
To jest pierwszy człowiek, któremu chcę przysięgnąc miłość przed Panem Bogiem, szacunek i to że będę z nim na dobre i na złe...On pierwszy tak zawładnął moim sercem, to dzięki niemu jestem szczęśliwa, dzięki niemu czuję sie potrzebna... To on sprawił, że pierwszy raz pomyślałam o rodzinie, o dzieciach...
I DZIĘKI NIEMU NIE MAM ŻADNYCH OBAW!!!!!
Tylko to życie codzienne....zobaczymy...na pewno nam się uda