Także naprawde pozytywne myślenie duz daje , pamiętajcie dziewczyny

Wiem, bo sama się o tym przekonałam na własnej skórze, było to zanim związałam się z J. Wpakowałam się w związek który od samego początku był skazany na niepowodzenie jego skutki odczuwam do dziś i drze na każda myśl co by było gdyby....
Ale może zacznę od początku.
Poznałam P ponad 4 lata temu, jakoś nigdy nie miałam szczęścia do facetów wiec i z nim nie chciałam się wiązać ale on miał swoje problemy wiec starałam się pomóc mu je rozwiązać i udało się po 2 miesiącach załatwiania, chodzenia biegania pisania pism podań (nie chce wdawać się w szczegóły), jego problemy rozwiązały się, wszystko zaczęło się układać. Po tym wszystkim zaczęliśmy się spotykać nadal czułam ze to nie jest ten facet - nie kochałam go,
Potem przyszedł taki moment u mnie w pracy ze pojawiły się problemy, dodatkowy stres i on właśnie to wykorzystał nie miałam siły by jeszcze z nim walczyć wiec brnęłam w związek bez przyszłości z nadzieja ze może się to zmieni. Pamiętam tamten okres jak przez mgle bo chce go wyrzucić z pamięci ze byłam tak nieszczęśliwa ze nawet się nie uśmiechałam nie potrafiłam się śmiać, na zdjęciach które mam z tamtego okresu uśmiecham się ale jakoś tak sztucznie. Nie pamiętam ile razy kończyłam ten związek ile razy kazałam mu nie przychodzić, tylko ze on zawsze ale to zawsze płakał ze się zmieni, obiecywał gruszki na wierzbie a ja wierzyłam mu na początku potem już przestałam wierzyć w jego słowa i zapewnienia, ale nie miałam w sobie takiej siły by zakończyć to wszystko.
W tamtym okresie straciłam wiarę w siebie a P zamiast mnie wspierać to jeszcze bardziej mnie dołował, każde wyjście z koleżankami kończyło się awantura, nie mogłam mieć przyjaciół, kolegów o wszystko się czepiał. Moja koleżanka z pracy jak zobaczyła mnie w takim stanie to stwierdziła ze muszę to zakończyć bo inaczej zwariuje, dala mi takiego porządnego kopniaka żebym się obudziła, poza tym gdzieś tam w sercu myślałam o moim J, który był bardzo daleko ale miałam nadzieje ze może kiedyś będziemy razem.
Pamiętam ze jeszcze razem pojechaliśmy na urlop ale miałam ochotę wyjechać po 3 dniach do tej pory żałuje ze tego nie zrobiłam.
Po tym urlopie zakończyłam ten związek było to we wrześnio miałam już dość ale ostatkiem sil powiedziałam mu ze NIE CHCE TAK ŻYĆ ZE TO KONIEC, myślicie ze coś zrozumiał wręcz przeciwnie zaczął mnie nachodzić w pracy, w domu, płakał a ja szlam w zaparte. Az w końcu żeby się wreszcie odczepił powiedziałam mu ze kogoś poznałam (oczywiście to nie była prawda) myślałam ze mnie zabije

miał taki wyraz twarzy. Stwierdził ze pewnie to sobie wymyśliłam ze nikogo nie mam i nie zapomnę tych słów BO KTO BY CIEBIE CHCIAŁ. Myślałam ze mi serce pęknie wtedy, przepłakałam pól dnia. Teraz wiem ze on to powiedział specjalnie żeby mnie zranić i udało mu się. Potem to już było gorzej, więcej przykrych słów, których tutaj nie przytoczę, nocne głuche telefony, trwało to 1,5 roku. Na początku odpisywałam żeby dal sobie spokój, a później zaczęłam ignorować jego wiadomości. Chciałam iść na policje ale to było trochę zbyt skomplikowane, musiałby się o tym dowiedzieć mój pracodawca a tego nie chciałam.
To co przeszłam z P to była prawdziwa lekcja życia, z której wyciągnęłam wnioski ale tez mi jest wstyd ze tkwiłam w tym bezsensownym związku tak długo. Czemu pisze o tym teraz. Bo właśnie to pozytywne myślenie, wiara ze rzeczy niemożliwe mogą się spełnić skłoniły mnie by o tym napisać. Jakieś 2 miesiące po zakończeniu chorego związku spotkałam się z J wtedy zaczęłam nowe inne, spokojne życie ale tą historię już znacie.
Dlatego myślę pozytywnie, czasami mam chwile zwątpienia ale to gdy jestem zestresowana wtedy wpadam w panikę, jednak moje Kochanie mnie uspokaja.
Poza tym wierze ze każdy z nas ma swojego anioła, który nad nim czuwa.

Odbiegłam trochę od tematu, ta historia powinna się znaleźć na początku ale nie miałam w sobie siły bo o tym napisać.
Ps. Kochanie dziewczynki dziś wieczorkiem jedziemy do Polski będę zaglądać ale wybaczcie jeśli się nie odezwę, będę mieć trochę utrudniony dostęp do internetu, a plan mamy dosyć napięty wiec, uzupełnię zaległości po powrocie czyli pod koniec listopada.
Buziaki śle
