Powiem wam co się wczoraj stało...
Godzina 17:15 - M. przyszedł po mnie do pracy, pogadaliśmy chwilę z szefową, potem przyjechałą jej synowa więc zaczęliśmy się zbierać do domu. Wyszliśmy z M. pierwsi, stoimy na chodniku i czekamy na szefową, a koło nas przechodziła grupka osób - tak na oko 16 - 17 lat. Jeden wziął i uderzył nasadą dłoni o karoserię samochodu synowej, która przyjechała do szefowej ( ale rymy .. )
Tak przechodząc, jakby to było coś normalnego, że się idzie i po drodze samochody niszczy....
Szefowa i z synową wyszły do nas, powiedzieliśmy co się stało, M. pobiegł za tym szczylem, okazało się, że jest wgniecenie w tylnej belce...
M. nie złapał go bo chłopaczek uciekł nie wiadomo gdzie, ale potem przyjechała policja, i po chwili podeszła do nas jedna kobieta i mówi, że widziała co się stało, i że ten chłopak stoi "tam za rogiem" Panowie niebiescy zebrali się do radiowozu, pojechali zobaczyć, po chwili patrzymy - wracają już z nim!

Kazali nam podjechać na komendę żeby spisać zeznania świadków... i tak siedzieliśmy tam do prawie 21...
Okazało się, że oczywiście wszyscy byli pijani, nieletni, niektóre dziewczyny nawet z podstawówki... szkoda słów
Ja nie wiem co to teraz się porobiło. Takie pojęcie jak poszanowanie cudzej własności to chyba nie istnieje. Gdzie te dzieci się teraz wychowują? A rodzice ? No pożal się boże...bezstresowe wychowanie daje o sobie znać...
W ogóle śmieszna sytuacja - jak czekaliśmy na komendzie na naszą kolej, to przyszedł ojciec tego zatrzymanego chłopaka - (znam ich bo kiedyś byli moimi sąsiadami), coś tam załatwić - czyli zupełny przypadek - mówimy więc tej policjantce co tam tez siedziała, a ona się go pyta: "Przepraszam, czy Pan X? " - "Tak" - "Zatrzymaliśmy pana syna" ... a on "Mhm, dobrze, dziękuję za informacje"... i poszedł. Przyszedł w sprawie jakiegoś mandatu z tego co wiem

Chyba do niego nie dotarło

Ogólnie dzień pełen wrażeń, szefowa aż się popłakała...
