No to jedziemy dalej

) przepraszam za nieobecnosc, ale mialam jakies takie miesznae uczucia co do relacjonowania. No ale nic jestem i pisze:
Dzien slubu nastapil, tak dlugo wyczekiwany, wypatrywany na kalendarzu, odliczany. jak pisalam pobudka rano u boku przyszlego meza, a za oknem pogoda CUDO. Zabrazlismy sie i pojechalismy z miskiemdo niego do domu, zjadlam sniadanie male (na szczescie) i odwiozl mnie na makijaz. Tam godzina spedzona na lezance, a efekt....no poprosu czulam sie cudnie, wciaz pelna beztroski pobieglam na fryzurke, bo bliziutko bylo. Fryzjerka jak mnie zobaczyla omal z wrazenia niezemdlala, bowidziala mnie, szara myszke wczesniej. No napatrrzec sie niemogla. Uczesanie bylo klasyczne tak jak sie umawialysmy. No i jeszcze w tedy bylam pelna relaksu i spokoju. Co tez wprawilo w podziw fryzjerke

) Ale....zapomnialam spinek z domu, no i mama wsylala znimi mojego brata, ktory wpadl jak burza z nimi polozyl i wyparowal. Juz nerwy zaczely puszczac, zwlaszcza po telefonie od brata ze nieuzgodnilam z nim kiedy zdjecia, blogoslawienstwo itp. a mowilam mu to wszystko. No ale nic pojechalam do domu uczesana umalowana

Okazalo sie w miedzy czasie ze swiadkowa ma problem z dojechaniem na czas. siedzialam w domu i niemoglam sie do niej dodzwonic, w miedzy czasie zadzwonil do mnie lukasz niezadowolony bo przesuelam blogoslawienstwo i ze swiadkowej jeszcze niema i on niewie co ma robic. No i po tym telefonie wymieklam poplakalam sie jak dziecko. Ale moze i dobrze bo to byly ostatnie lzy, poprostu emocje zeszly ze mnie.
Dalszy plan wygladal tak: jak wkoncu zjawi sie swidkowa jedziemy na sesje do muzeum, potem blogoslawienstwo i msza.