Jak fajnie, że nadal pamiętacie o głosikach. Mamy mocne 4 miejsce, ale na wskoczenie na 3 - nagradzane - raczej nie mamy już szans...trudno. Dziękujemy Wam za wsparcie i fajną zabawę.

Wypadałoby coś napisać o Gwiazdce.
Nie mam jeszcze wszystkich zdjęć, część z nich jest nadal u cioci Gosi, ale wybiorę coś z naszych i lecimy z fotorelacją.
Łucja, jak to dziecko w jej wieku...czas sprzątania, gotowania i pieczenia spędziła na przeszkadzaniu. Fakt, była chora, więc i marudna. W sobotę rano, przed świętami, w czasie porannej butli zauważyłam, że mała jest rozpalona. Zmierzyłam tempkę....38,3....zaczęłam szybko myśleć...ja za godzinę mam umówionych Klientów, muszę lecieć do pracowni....na wizytę w przychodni nie mamy szans...bo jest sobota i pediatry niet....do szpitala tylko z temperaturą wysoką nie pojadę, bo mnie pogonią i no będą mieli rację...bo oprócz tempki nie ma innych dokuczliwych objawów....dziecko je, bawi się, ale jest bardziej marudne niż zazwyczaj....hmmm...myślę....trudno...wykorzystamy sąsiadkę z bloku, która jest....pediatrą naszej córki...mamy farta, że mieszkamy w po sąsiedzku. Pytanie, czy Pani będzie w domu. Dzwonimy, jest, będzie w przeciągu godziny. Podaję Ibufen D. Ubieram Łucję, dokazuje jak zwykle, ale jakoś szybciej się męczy. Przychodzi sąsiadka, Łucja na stetoskop reaguje...jak większość dzieci...czyli płaczem...pediatra mówi, że na jej oko wsio jest oki, ma tylko ździebko zaczerwienione gardło, w płucach czyściutko. Poleca zmierzyć temperaturę, po godzinie od podania Ibufenu - po raz pierwszy w życiu Łucji tak na marginesie - termometr dwa razy wskazuje 35,8..... Zaleca Tantum Verde na gardziołko i wsio...no i jakby tempka sie utrzymywała albo zaczęła źle się czuć - to mamy dać znać.
Ja oczywiście do pracy nie docieram, idzie mąż...wszystko ma przygotowane, wystarczy pokazać Klientowi ofertę. Klienta przepraszam osobiście za nieobecność i słyszę, że jednak woli rozmwiać ze mną i spotkamy się w tej sytuacji po Nowym Roku. Oki, co się odwlecze....
W niedzielę Łucja ma lekko podwyższoną temperaturę i nie ma apetytu, pojawia się biegunka....hmmm.....samopoczucie dobre, nie chcę wychodzić na matkę panikarę i powstrzymuję się od telefonu do sąsiadki....Sąsiadka sama rozwiązuje mój dylemat, ponieważ pojawia się w poniedziałek....Łucja nadal ma biegunkę i.....wysypke na całym ciele. Czyli co? A no...w miarę lekko prześliśmy trzydniówkę....a ponieważ tego się nie leczy - sąsiadka daje Łucji dwa znaczki dzielnego pacjenta i życzymy sobie wzajemnie ZDROWYCH świąt

Ale dość pisaniny....teraz zdjęcia

Łucja "pomagała" nam ubierać choinkę....roznosiła po domu babci absolutnie wszystko, co wpadło jej w rączki....

Jakoś jednak udało się uklicić choinkę, sztuczna bo sztuczna...ale zawsze...

W Wigilię Łucja pięknie nam pozowała....prawie jak zawodowiec....


I bardzo interesowało ją największe pudło, które pod choinką się nie zmieściło....sami byliśmy ciekawi, co jest w środku, bo był to prezent dla mnie i Rafała..hmmmm...


Czekaliśmy na Wigilijnych gości...i córa nam się wybitnie nudziła....tata zabawiał ją jak mógł....chodził od okna do okna i wypatrywali wspólnie Mikołaja....
Ale ... zamiast brodacza zawitała do nas Hanusia




...na co Łucja zareagowała mega wstydziochem....stanęła pod drzwiami ze spuszczoną główką i spod oka zerkała co sie wokół niej dzieje....





Co Łucja robiła na Wigilii i jaką miała ważną funkcję napiszę później, jak dotrze do mnie komplet zdjęć...
A teraz mały skrócik fotek świątecznych...
U cioci też miałam wstydziocha

...ale szybko mi przeszedł...



...wpadła nawe w dyskusję z pijącym Mikołajem....


...i udawała, że wcale nie chodzi koło choinki, żeby pobawić się ozdobami....

No i póki co, to tyle...
Dziękujemy Wszystkim za życzenia świąteczne
