C.D. ZARECZYNYW drodze sie wygadal ze to kolezanki i ze chcial mi zrobic przyjemnosc, wiec mysle ok. jasne ze fajnie jest przejechac sie nad morze kabrioletem. Fajnie bylo do czasu jak w polowie drogi stwierdzilam ze chyba pali nam sie kontrolka ktora nie powinna i ze temp. jest prawie na maxa. A ze jestem kierowca od 10 lat, troszke dluzej niz moje kochanie
to na cale szczescie nie potrafie siedziec tylko z boku. Stanelismy zeby sprawdzic i tez kupa smiechu, bo wiecie jak to jest z pozyczonym autem. Nie wiadomo co od czego i do czego sluzy, ale jakos wspolnie udalo nam sie otworzyc maske i wyszlo ze nie mamy grama wody w chlodnicy. Akurat zjechalismy na stacje wiec M poszedl i kupil baniak wody destylowanej, zalalismy chlodnice do pelna, odczekalismy az silnik troche sie wystudzi i w droge
Niestety po kilkunastu metrach okazalo sie ze znowu to samo, temp. max. i cala woda wyparowala
Okazalo sie ze wiatraczek nie dziala i ze nie mozemy tak dalej jechac, zawrocilismy wiec z drogi bo wiadomo bylo ze ktos nas musi zaholowac do domu
Kochanie wykonalo tel. i czekalismy na pomoc
Czekalismy kolo godzinki, ja szczerze mialam tego wyjazdu serdecznie dosyc ale strasznie dziwilo mnie jakies bardzo optymistyczne nastawienie mojego M. Przyjechali nasi znajomi az dwoma autkami, poszeptali cos z moim M do ucha, przepakowali nasze rzeczy do jednego autka, do drugiego zaczepili kabrio i pojechali. Patrze sie na Miska i pytam o co chodzi
a on na to ze koniecznie musi dzisiaj sie wykapac, bo potem nie wiadomo kiedy bedziemy mogli znowu pojechac. Bylam juz tak zla i tak mi sie nie chcialo ze dalsza droge jechalam z wielkim
Dojechalismy chyba kolo godz. 18.00, bylo juz chlodnawo a woda lodowata, ale rozlozylismy koc i zaczelismy sie wyglupiac wiec chumorek troszke mi sie poprawil. Kolo 20.00 moj skarb pow. ze tyle dzisiaj wycierpialam i ze ma dla mnie niespodzianke i wyjal z lodowki szampana i 2 piekne kieliszki. Strasznie sie ucieszylam, ale szczerze nie przyszlo mi jeszcze wtedy do glowy ze cos sie swieci, bo ja uwielbiam szampana i M czasami tak bez okazji robi mi takie niespodzianki. Siedzielismy tak do 21.00 i strasznie zmarzlam wiec zaczelam marudzic ze chce juz do domu, a on uparcie ze musi zobaczyc zachod slonca. Zeczywiscie coraz wiecej ludzi zaczelo sie schodzic na plaze, co oznaczalo ze zachod tuz, tuz ale jak M zobaczyl jak trzese sie z zimna nawet pod jego bluza i recznikami to zbastowal i w pewnym momencie mowi zebym porobila kilka fotek a on bedzie powoli wszystko pakowal. Z wielka ulga zabralam sie do robienia zdjec i w pewnym momencie slysze "
kochanie wyjdziesz za mnie"? Na co ja sie obrocilam i w wielkim szoku "
co"? Na co on z pierscionkiem w reku "
Zostaniesz moja zona"? Oczywiscie juz ze lzami w oczach wykrztusilam tylko
"tak" i nastapil piekny
okraszony moimi slonymi lzami.
Koniec opowiesci zareczynowej.