Myszka@ - ja to juz normalnie ekspert jestem w kazdej dziedzinie, ktora dotyczy szczurow... leki znam na pamiec co na co

heh... tak to jest, jak ma sie bzika na jakims punkcie

Chetnie pomoge

To sa cudowne zwierzaki

tylko szkoda, ze tak krotko zyja

No to dobra... w takim ukladzie zaczynamy historie

Ostrzegam, bedzie dluga..
Nie wiem czy ktoras z Was kojarzy taki portal fotka.pl? tak, tam się właśnie poznaliśmy...

no ale od początku... był 2005, ja byłam w klasie maturalnej, zbliżała się gwiazdka, a żeby było ciekawiej, byłam w związku z innym facetem (!) od września 2005...czyli generalnie świeża sprawa, ale chłopak naprawdę do rany przyłóż..nie mogę powiedzieć na niego ani jednego złego słowa. Wspaniały człowiek... ale jednak czegoś zabrakło, takiej "iskry", która by ten związek napędzała...Ja jestem z natury strasznie żywiołową osobą, on był baaardzo spokojny, stonowany, w tak krótkim okresie czasu w którym byliśmy już wdarła się monotonia..nie był to dobry znak... No ale do rzeczy

już jakoś wcześniej latem miałam założony profil na wspomnianym portalu fotka.pl. Nie traktowałam go jednak jako miejsce poznania faceta (w ogóle mi to na myśl nie przyszło). Miał on też zupełnie inną formę, aniżeli ma on teraz (weszłam ostatnio z ciekawości i aż mnie odepchnęło)...Wtedy była to dla mnie pewna forma zdrowej rozrywki, poznałam tam wielu fajnych ludzi, z niektórymi utrzymuję kontakt do dziś. Naprawdę miłe wspomnienia, fajni ludzie... nie działało to na zasadzie kto więcej pokaże :/ zupelnie nie.... No i któregoś dnia mój mąż obecny napisał mi komentarz pod jednym zdjeciem... szczerze, nie pamiętam go nawet, bo nie zwróciłam na to szczególnej uwagi. Zaznaczył coś, że mam niesamowite oczy. Taki sobie ot komentarz, właściwie nic specjalnego.. pamiętam, że weszłam zobaczyć jego profil, poczytałam co nieco, stwierdziłam "no fajny facet", coś tam mu odpisałam i to by było na tyle...Cisza przez miesiąc. Po miesiącu - telefon... (nie miałam podanego na stronie) numer jakiś mi nieznany... odbieram... i słyszę ten głos w słuchawce, po którym do dzisiaj robi mi się gorąco

) "Cześć..." ja wcięta nieco odpowiadam "no..cześć".... "Wiesz kto mówi?" " no nie bardzo...." No i sie okazalo kto dzwoni

tylko pytanie skad ma moj numer?! Oczywiscie wszystko owial tajemnica.. dopiero pozniej sie okazalo, ze mamy wspolna znajoma (z ktora ja chodzilam wowczas do klasy). Słuchajcie, rozmawialismy chyba z 2h? nie wiem o czym, o wszystkim i o niczym. Teraz jak to wspominamy z mezem, to mowi, ze niezle nawijalam

a ja nawet nie wiem co

pamietam, ze serce mi bilo niezle

no i tak to sie zaczelo.. ale ja oczywiscie probowalam stlumic w sobie to uczucie, bardzo skutecznie... odrzucalam mysli, ze cos mogloby z tego byc, no bo przeciez bylam w zwiazku. Jeszcze pamietam, ze mu powiedzialam "ale wiesz, ze nic z tego nie bedzie? mam faceta.." no i jego odpowiedz "nie no jasne, jasne. Tylko po przyjacielsku". Yhm. Po przyjacielsku wyladowalismy zaobraczkowani

heh. Generalnie przez pierwsze 2 tygodnie bylo tak, ze rozmawialismy sobie raz po raz na gadu gadu... pozniej doszedl skype...smsy... czestotliwosc kontaktu coraz wieksza... na skype siedzielismy godzinami...w nocy smsy...ja juz wiedzialam, ze z tamtego zwiazku nici... tylko dlaczego ja paskudna od razu tego nie skonczylam? nie wiem.. A moze wiem, moze mimo tego, co sie dzialo, ja caly czas probowalam sobie wmawiac, ze jestem w zwiazku i nic z tamtego nie wyjdzie...Do dzis mam w sobie to poczucie winy, bo on na to nie zasluzyl

Czasu niestety nie cofne...choc bardzo bym chciala rozegrac to inaczej... Doszlo do tego, ze w koncu spotkalam sie z Mariuszem (moim mezem) jakos w lutym... Oczywiscie uprzednio zrobilam pewien wywiad z nasza wspolna znajoma, bo tak bym sie raczej troche obawiala z kims spotykac

mialo to byc po prostu spotkanie w realu..przyniosl mi bukiet roz...no i wtedy to byla tragedia

serce mi walilo jak szalone (zreszta bylo tak przy kazdym smsie, kazdej rozmowie...) no i nic z tego dobrego wyjsc nie moglo... wiec wyszlo co wyszlo... calowalismy sie wtedy nie raz nie dwa... jak on na mnie patrzyl, to mialam wrazenie, ze robi mi oczami rtg! nie moglam myslec racjonalnie.. ale najgorsze bylo, jak wrocilam do domu... wrocila rzeczywistosc, wyrzuty sumienia, czulam sie okropnie.. no bo przeciez caly czas bylam w zwiazku (!) I co ja narobilam? mialam taki metlik w glowie, ze nie wiedzialam co sie dzieje. Zaczelam oczywiscie plakac, zadzwonilam do wowczas mojego faceta i mu wszystko powiedzialam... no i powiedzialam...czekam, co mi powie, jaka to ja nie jestem etc.. a wiecie co on powiedzial? Glosem aniola powiedzial:"Kiniu, rozumiem Twoja chwile slabosci, ale prosze, nie rob juz tego wiecej... bardzo Cie kocham"... no kurde, witki mi opadly! dlugo nie moglam sie zebrac po jego reakcji.. ja tu czekam, az mnie wyzwie czy cos, a tu cos takiego... ale on wlasnie taki byl.. nigdy nic sie nie stalo, nawet jak zrobilam cos takiego?! nawet, jak cos bylo z mojej winy, to on mnie za to przepraszal... na dodatek do calej sytuacji dolozyl sie fakt, ze widywalismy sie tylko w weekendy, czasem w co drugi, trzeci weekend, bo w tygodniu studiowal w innym miescie, wiec jak sesja, to nawet nie zjezdzal czasem... no i tak to bylo... No i po takiej jego reakcji gore wziely wyrzuty sumienia i myslenie, jak ja moglam mu to zrobic, nie moge zrobic tego wiecej. I sama i siebie, i jego dalej oszukiwalam... Mariuszowi powiedzialam, ze przepraszam, ale ja bede dalej z moim obecnym facetem... nie mogl sie z tym pogodzic, bo mial nadzieje po tym spotkaniu, ze jednak bedzie cos wiecej... wiec mialam obu na sumieniu... I po prostu tak sie "wspaniale" czulam, ze dalej oszukiwalam i ich i siebie... w momentach, kiedy bylam z owczesnym moim facetem, myslalam o Mariuszu... no i to tez byla tragedia...a z Mariuszem kontakt tylko nieznacznie oslabl. Dalej pisalismy, rozmawialismy. On chyba tez nie chcial dac za wygrana. A ja caly czas tlumilam tlumilam, odganialam ta mysl... I kolo sie zamykalo... w koncu, nie wiem jak to sie stalo, ze spotkalismy sie ponownie, ale juz za cholere nie pamietam jak do tego doszlo.. no i znow bylo to samo.. wtedy wiedzialam, ze juz nie moge tak dluzej... No i zerwalam z tamtym i automatycznie juz bylam z Mariuszem.. to bylo tak szalone, ze ja nie bylam tak naprawde na to gotowa...po prostu za szybko to sie dzialo, za szybko koniec jednego, poczatek drugiego.. I nie zapomne slow, kotre powiedzial mi moj byly w dniu, kiedy sie rozstawalismy, kiedy zabieral ode mnie swoje rzeczy... pamietam, ze mocno mnie wtedy przytulil (oczywiscie znow nie powiedzial na mnie zlego slowa) i powiedzial: "Mam tylko nadzieje, ze on bedzie Cie kochal tak mocno, jak ja kocham Ciebie" i poszedl... Wylam jak bobr. I znowu totalne rozchwianie emocjonalne i znowu wyrzuty sumienia i znow nie wiedzialam, co robic. To bylo cos okropnego. No i oczywiscie z takiej emocjonalnej mieszanki nie moglo wyjsc nic dobrego, wiec bedac juz automatycznie z Mariuszem oznajmilam mu za pare dni, ze to dla mnie za szybko, ze ja potrzebuje czasu, ze musze sobie to wszystko uporzadkowac... troche nie bardzo rozumial, bo fakt faktem jakby dalam mu do zrozumienia, ze jednak wiem, czego chce... wiec non stop jakies sprzeczne komunikaty... no ale zapowiedzial od razu, "ze bedzie blisko", zebym sie czasem nie rozmyslila... ale to jednak nie byl dobry pomysl. Nie czulam roznicy, bo co chwile szly smsy, co chwile jakas rozmowa, a to zabieral mnie na spacer, a to to, a to tamto... nie pomagalo to, tym bardziej, jak co chwile probowal sie do mnie zblizac, zeby mnie pocalowac. Nie pomagal mi oj nie. Potem niby jakos znowu sie zeszlismy i znowu rozeszlismy (wszystko nie trwalo dluzej niz tydzien). Pamietam, ze sie wtedy deko zdenerwowal, ale nic dziwnego, jak kobieta niezdecydowana i sama nie wie czego chce...no ale znow mielismy kontakt, troche rzadszy, ale jednak. Wydawalo mi sie, ze juz jest ok, ze wszystko sobie uporzadkowalam... pamietam, ze to juz byl okres matur, czyli maj... zaprosil mnie ktoregos dnia do teatru... odwalony w garnitur oczywiscie, wypachniony na kilometr... a po teatrze zabral mnie na gore myslecinska w bydgoszczy, tam sa takie fajne boksy dla samochodow, widac stamtad cala panorame bydgoszczy. Noca - swietny efekt. Wiedzial, co kurna na mnie dziala! Cwaniak:) No i wtedy (po raz 3 chyba) sie znow zeszlismy... i za 2 tygodnie znow zrobilam to samo... :/ Wtedy pamietam jak dzis, napisal mi sms, ze on juz mnie chyba nawet nie lubi...Pamietam tez, ze wyslal mi mail z piosenka A. Lipnickiej "Ostatni list". Posłuchajcie sobie, ja wylam po nim strasznie

napisal mniej wiecej, ze nie chce, zebym miala z nim kontakt, nie teraz... ze za duzo dla niego znacze, i musi o mnie zapomniec.. ze musi byc na taki neutralny kontakt gotowy, i pameitam jak dzis te slowa "ale wtedy to juz pewnie zapomnisz, ze istnialem..." No i pieknie... wylam sobie co noc, ale nie pisalam... on tez nie...ucielismy kontakt calkiem na ok. 2 tygodnie.. i dopiero wtedy zrozumialam, ze wlasnie tego bylo mi trzeba. Totalnych 2 tygodni spokoju od jednego i drugiego. Ciszy, samotnosci.. po to, zeby zrozumiec, czego tak naprawde chce... i po tej "ciszy" wiedzialam bardziej niz na 100%. Napisalam do niego sms... niepozorny oczywiscie

co tam u niego slychac etc... On mi odpisal, ze jest wlasnie na wyjezdzie sluzbowym, ze wraca jutro... no to ja napisalam "jest jeszcze jakas szansa na to, zebysmy sie spotkali?" a on napisal "pewnie, ze jest...". No i sie spotkalismy... w wesolym miasteczku

Najpierw poszlismy porozmawiac... Mariusz sie mnie spytal, czy chce mu cos powiedziec.. no to powiedzialam... ze wlasnie tego potrzebowalam, tych 2 tygodni ciszy i spokoju, a on nie potrafil wczesniej tego zrozumiec, byl caly czas przy mnie, nie dajac mi nawet sprobowac myslec racjonalnie..wciaz tylko mialam metlik.. ale wtedy juz zrozumialam, czego naprawde chce... no i pamietam, ze chwycil mnie wtedy za reke i juz tak sobie maszerowalismy

Pojezdzilismy oczywiscie na karuzelach, poszlismy na jedna co sie krecila do gory nogami i wlasnie na niej, kiedy bylismy twarzami do ziemi sie pocalowalismy... tak juz bez zadnych watpliwosci.... no i tak zostalismy do dzis

do gory nogami hehehe

nie mialam od tego momentu dnia, kiedy bym zalowala, rozmyslala, czy na pewno... juz nie

Teraz wiem, ze nie moglam wybrac lepiej... a i maz przyznal mi sie, ze jak mu napisalam, ze znowu jednak nie moge (ten 3 raz, po teatrze etc). to wtedy pociekly mu lzy...

no i przyznal tez, ze pomimo, ze napisal mail, zebym sie nie odzywala, liczyl na to, ze sie odezwe...

No to tyle, jesli chodzi o poznanie

a zareczynach jutro
