Kasiu piękna relacjia i cudowne zdjęcia. Jesteś bardzo ładna, masz śliczną buzię, a ta romantyczna suknia dodaje Ci niebywałego uroku. Nie pozostaje mi nic, jak tylko pogratulować Ci urody i pięknego wesela 
Witam Cię serdecznie i dziękuję za komplemetny....zapraszam częściej, bo jeszcze jest trochę fotek do wrzucenia....ale póki co na inny temat.....opowiem wam trochę o podróży
no więc po pierwsze było fantastycznie - spędziliśmy cudowny tydzień i nie żałowałam ani przez chwilkę że jednak zdecydowaliśmy się lecieć (bo Łukasz się wahał, że niby mamy duzo roboty w domu, że kasa, że to, że tamto - no ale go na szczęście przekonałam i też nie żałował

)
Jednak tydzień to mało, żeby wypocząć i zobaczyć coś więcej - nie pojechaliśmy do Kapadocji.....za to zwiedziliśmy Alanyie, pojechaliśmy na wycieszkę do Pamukale i wybraliśmy się na rejs statkiem - i z tego rejsu mam chyba najfajniejsze przeżycia
i to wam w tym momencie opowiem

przepływaliśmy bowiem obok kilku jaskin....jedna z nich nazywała się jaskinią zakochanych - można było do niej wejść i ją zobaczyć....tylko, że był jeden warunek - najpierw trzeba było wskoczyć ze statku do wody (a to juz wydawało się dość wysoko), potem wspiąć po skałach do jaskini.....następnie przechodziło się przez jaskinię i wychodziło po drugiem stronie takiego cypelka - tam już czekał statek.....jednak, żeby się na niego dostać trzeba było skoczyć z jakiś 10-12 matrów do morza
oboje z mężem zdecydowaliśmy się na tą "przygodę" - skok ze statku....bałam się, ale to był pikuś w porównaniu do tego, co było potem.....bo jak wyszliśmy z jaskini i popatrzyłam w dół.....to morze było tak daleko

poza nami było jeszcze paru chłopaków i jedna dziewczyna....ona skoczyła przede mna więc pomyślałam, że nie mogę być gorsza....stanęłam na skraju skały policzyłam do trzech.....i nie skoczyłam.....wzięłam głęboki oddech, zaczęłam sobie liczyć trzy, dwa.....i skoczyłam

pamiętam tylko, że miałam zamknięte oczy...... podczas "lotu" otworzyłam je bo pomyślałam, że to już powinien być koniec i powinnam wpaść do morza, ale to była dopiero jakaś połowa drogi

zamknęłam więc oczy z powrotem.....w pewnym momencie poczułam wodę......wpadłam dość głęboko, ale szybko wypłynęłam na powierzchnie. Tylko jakiś Turek, który był z obsługi tego statku i pilnował, żeby wszyscy bezpiecznie dopłynęli na statek zapytał mnie czy wszystko w porządku, i czy sobie poradzę. Odpowiedziałam ze tak, ale była cała roztrzęsiona. Dałam jednak radę dopłynąć i wejść na statek.....jednak gdy szłam na swoje miejsce nogi tak mi się trzęsły jakbym miała je z galarety

ludzia nam bili brawo a ja powtarzałam tylko do siebie, że jestem stuknięta

za chwilę dotarł do mnie mój mąż

Mamy z tych skoków fajne fotki, które robił fotograf ze statku - kupiliśmy sobie je choć były dość drogie, ale stwierdziliśmy, że takiej pamiątki nie możemy nie mieć.
Jak tylko będę miała jakiś dostęp do skanera to je zeskanuję i wrzucę tutaj na forum

No to opowiedzialam jedna z przygód w Turcji - następnym razem też coś wam opowiem

Buziaczki
