.kolejne dni upływały na leżeniu i na zwiedzaniu miasteczka,aż pewnego dnia moje słoneczko tak mnie wnerwiło,że pokłóciliśmy się,nasz kolega chciał nas pogodzić,ale nie udało się,po kolejnej wymianie zdań poszłam na plaże poryczeć sobie troche,ja poszłam na prawo,mój szedł wydmami,a kolega szedł troche dalej ode mnie,gdy nagle ni z gruchy ni z pietruchy,mój wyrósł przedemną i padł na kolana,patrze na niego,a on w ręce ma małego kwiatuszka,myśle sobie "co on wyprawia",a on za chwile do mnie "czy wybaczysz mi i wyjdziesz za mnie?? " no nie tego było za wiele,tak mnie zdenerwował i mysli,że mu tak łatwo pójdzie,wyrwałam mu tego małego kwiatka i go wywaliłam mówiąc "spadaj"( co chyba w jego wolnym tłumaczeniu znaczyło "tak")mówie do niego wstawaj z tego piachu,a on,że nie ja zrobiłam krok,a on dalej na tych kolanach,wkońcu po jakimś czasie tak mnie rozbawił tym zachowaniem,że się zaczęłam śmiać,nerwy mi gdzieś poszły i nastała zgoda,kolega który na to patrzył zapytał "te co to miało być,zaręczyny czy co??",a ja tylko się usmiechnęłam i zaczęłam pstrykać fotki ,wtedy mój kolega mówi"siadaj na to drzewo z Bartkiem zrobie wam fajną fote zareczynową" i tak też zrobiliśmy
oto fotka oświadczynowo-zaręczynowa

