U nas wsio OK ale musze sie przyznać, że w piątek miałam mega jazdę......
Wybrałam sie z sis i Darią (5 miesięczną siostrzenicą) do Krk na spotkanie z Marcią (Vall) i Maksiem, poplociłyśmy, dzieciaczki się poznały (to tak na przyszłość

) Andzia zakupiła kieckę na niedzielną imprezkę i ruszyłyśmy do auta.....
I zonk..... samochód nie odpalił.... kręcił, ale zero reakcji dalej.... a tu Daria śpiąca, drze sie w niebogłosy, jedzonko dla niej sie skończyło..... szopka normalnie. Zadzwoniłam do R ale komórka mu padła, dzwonie do Taty (miał imprezkę imieninową) kazał wsio posprawdzać, ale nadal nic.... Ja płacz na końcu nosa, a nerwy już na resztkach sił.....
Daria na szczęscie usnęła, ale tylko na 15 minut, a ten cholerny samochód nadal nic, poszyłśmy po jedzonko, bo bebolk głodny był i znów płakał...... w końcu skontaktował się ze mną R, zapakował brata i przyjechali po nas, Volvo na hol, a my z dziewczynami szybko do domku samochodem mojego R. Daria już w dobrym humorze, ale moje nerwy były juz tak zszargane że szok..... zasnąć nie mogłam....
Jak sie okazało prawdopodobnie padł komputer tylko coś mi tu podejrzane jest bo dziwnym trafem wsio chodziło, a po wuizycie i "genialnego" mechanika samochód sie zrąbał......

No nic dziś ma zdiagnozować co sie podziało, ale już nie lubie tego auta.....
