U mnie też sporo zakażeń wokoło. Mąż przeszedł, ja w końcu nie wiem bo nie zrobiłam przeciwciał.
Ale dziś usłyszałam historie od bliskiej koleżanki co ich spotkało, i normalnie mnie zatkało bo to jest historia rodem fb. Ze ktoś umiera na coś innego a w kartę wpisują covid żeby jak dla mnie ukryć ewentualny błąd medyczny. Masakra
Najgorsze, że w takim wypadku nawet nie możesz ubrać zmarłego, pożegnać się z nim. Traktują go jak trędowatego.
Partnerka mojego taty jest w szpitalu, wycinali jej raka żołądka. Jest taka slaba a nawet nie można tam wejść podać wody, cokolwiek powspierać. Mam wrażenie, że ludzie umierają w tych szpitalach po prostu z samotności, bez wsparcia rodziny bo personel nie wyrabia bo go jest za mało.
Boję się tej Astra Zenki, tak po ludzku, czy tacie nic nie będzie bo już też w tym roku 69 lat na karku.
Łucja mi płacze, że chciałaby iść do kina albo bawialni, a mi samej się chce ryczeć, bo znowu wszystko od soboty pozamykane.
Do siostry chciałam jechać na Wielkanoc, pewnie nic z tego nie wyjdzie.
Chyba mam depreche. Serio mnie to już dołuje bardzo

jakoś się trzymałam wcześniej, ale dociera do mnie, że to być może dłuższą sprawa i to mnie przytłacza

To mi się ulało, sorry