opowiem wam autentyczną historię odnośnie podwiązki

byłam pierwszą dróżką i siedziałam na krześle obok panny młodej, kóra zaraz na poczatku mszy zaczęła do mnie dziwacznie "pomrugiwać". podeszłam a ona mi mówi na ucho, że podwiązka spadła i leży na końcu kościoła. wzięłam obrót i przeszłam bokiem, schyliłam się po to błękitne, koronkowe cudo i wepchnęłam je do rękawa

a panna młoda musiała się obejśc bez niej.
mam nadzieję, że takie rzeczy sie często nie zdarzają i że my podwiązek nie pogumimy w drodze do ołtarza.
pozdrawiam
