Ja też nie wyobrażam sobie rodzić sama... Mąż był dla mnie ogromnym wsparciem, ze mną prawie nie było kontaktu, przez ból byłam tak skupiona na sobie, że położne prawie ignorowałam

. Mąż mi bardzo pomagał, narzucał tempo oddychania, ponieważ byłam cały czas podłączona do ktg, mówił, kiedy szedł skurcz i kiedy będzie się kończył... Podawał wodę, pomagał się podnosić, trzymał za rękę... Naprawdę podziwiam kobiety, któe rodziły same, nie dałabym rady

.
Nie wspominając o tym, że to jest jednak cud i wspaniale zbliża

.