U mnie było tak że trafiłam do szpitala w niedziele 5 lipca z podejrzeniem sączących się wód i tydzien po terminie, okazało się że wszystko jest ok tzn panie które mi kazały zrobic takie badanie typu sprawdzic czy to faktycznie wody dały takie papierek a pozniej go nie umialy odczytac

, więc kazały zostać a ze juz bylam po terminie to mnie polozyli, i tak sobie chodzilam z nudów 2 dni po schodach

W wtorek 7 lipca po 11 zaczęłam mieć bole miesiączkowe takie same jak zawsze mialam a były bardzo bolesne, więc wiedzialam ze cos sie dzieje.Przyszedł mój lekarz z pielegniarką zrobili KTG i co sie okazało że coś tam jest ale za słabe skurcze, no więc czekamy ,mój lekarz poszedł sobie do domu a ja po 12 zaczęłam odczuwac coraz częstsze skurcze, oczywiscie chodzilam ciągle po pokoju gadając jakies głupoty, a laski ze mnie cieszyły i byly zdziwione ze ja tak reaguje.Przyszedł inny lekarz ,patrzy 3 cm rozwarcia no to idziemy na porodówke, zdązylam zadzwonic tylko do męza,przeszłam korytarz ,badanie 6 cm ,kazali sie wykąpac znowu badanie 8cm rozwarcia takze szlo szybko
A o 14.40 juz Alex był na świecie
