O tym, że się staramy nie wiedział NIKT.
Dosłownie nikt. Nawet nasze rodziny. Ponieważ jak przychodzi co do czego czyli ewentualnych problemów wówczas okazuje się, że nawet bliskie nam osoby nie potrafią okazać empatii. Czekanie się wydłuża, a osoby które o tym wiedzą zaczynają sobie pozwalać na jakieś dziwne komentarze, pseudo miłe życzenia i tym podobne cyrki. Czekaliśmy dłuższą chwilę na naszą młodą, naprawdę dłuższą i wiem, że gdyby ktoś o tym wiedział to było by dla mnie jak założenie sobie pętli na szyję. Nie pisałam nawet w tym wątku bo wiem, że wszędzie są krety. Wiem, że ciągle były by pytania, nieważne że w dobrej wierze. Nie, nie od was bo po to jest ten wątek ale od przyjaciół, znajomych, rodziny. Po którymś razie, kolejnym pytaniu flaki zaczynają się w człowieku przewracać!
Głupie pytania zaczęły się oczywiście zaraz po ślubie. Przyjęliśmy z moim R strategię, że my wcale nie chcemy mieć dzieci, nie staramy się i nie wiemy czy kiedykolwiek się pojawią. Na każde głupie pytanie "kiedy?" była również głupia odpowiedz "ale po co?" Z czasem wszyscy przestali pytać a my dostaliśmy łatkę ludzi którzy nie lubią dzieci. I spoko, zapewniło nam to święty spokój.
Powiedzieć, że "staramy się o dziecko" to tylko inny sposób na powiedzenie "robimy sex", to zezwolenie dla postronnych na wejście do naszej sypialni a potem wysłuchiwanie co miesiąc pytań typu: to jak tam - już??, już? udało się? Nie warto mówić za dużo. Milczenie jest złotem

Życzę wszystkim pojawienia się dzieciaczków tam gdzie są oczekiwane

Swoje też przeszłam, musiałam się wygadać
