Dziękuję Anetko
aha ta okropna wstrętna granatowa koszula to nasz strój sniadaniowy i lunchowy.
to może po któtce napiszę krótką relacje z 10tygodniowej podróży po Karaibach. W sumie pobyt na statku to głównie cieżka praca, ale udało mi się „co nie co” zobaczyć. Niestety nie miałam ze sobą aparatu-podczas mojej nieobecności na świat przyszła moja siostrzenica, wiec wymieniałam się z nimi na kamerę.
Ale od początku:
Wyjazd miał miejsce 25/11/2006.Lot z Berlina do Frankfurtu (zmarzłam strasznie na lotnisku-był ranek a ja w samym sweterku, bo po co mi w Miami kurtka, skoro tam o tej porze było ok30stp ciepła), no a potem lot do Miami. Bardzo mi się dłużyło bo jakby nie patrzeć to lot trwał 11h no a ja byłam tak podekscytowana że spać nie mogłam. Na miejscu kontrola i procedury okropne. Czułam się jak przestępca, sprawdzali wszytsko i wszystkich, każdy dokument, odciski palców, chodziliśmy z pokoju do pokoju,ah mówie wam , w sumie spedziłam tam 2.3 h. denerwowałam się tym bardziej że z lotniska miała mnie odebrać agent no ale przez te procedury wszystko opóźniło się no i oczywiście nikt na mnie już nie czekał. Zostałąm sama na lotnisku w Miami. Była godz 16,20a o 18,00statek wypływał z portu. Ja w pełnym stresie bo nawet nie wiedziałąm gdzie port, jaki terminal no i czy zdążę.do tego ten upał. Wziełam taksówke i szybko pojechałąm do portu. W porcie byłam po17,00-zdążyłam przed wejściem na poklad oddałam swój bagaż i zaczeła się dokumentacja w dziale persolanym. Po wypełnieniu tych papierów zapytali mnie o bagaż, na co ja odpowiedziałam ze oddałam w terminalu, bo kazali. No i znowu panika, znowu stres:gdzie mój bagaż. Uspokajali mnie ze się znajdzie, że na pewno jst na pokładzie(by byliśmy już na morzu). No i znalazł się po 3h. jak tylko dostałam go w swoje rece, okazało się ze mam wstawic się do pracy ….za 15 minut!!co tam zmiana kontynenty, co tam długa podróż, cos tam tyle stresu na sam początek, no i brak kolacji. Najwazniejesze było wstawic się do pracy za 15 min, niby tylo żeby przywitac się z menagerem.Oczywiscie zostałam na kolejne 4 h czyli dokonca(ok.23.00) , po czym mój mrnager powiedział:ok. możesz jusz isc, jutro przyjdz na sniadanie na 6,30!!
No i tak już zostało . mój program dnia wygladał mniej wiecej dzien w dzien tak samo: zczynałąm 6,30-11(czasem z przerwa na kawe20min), potem pół godz przerwy na Lunch, no i xnoeu praca od 11,30do 15-15,15. raz w tyg Tea time czyli praca od 15,30-17,10. no a jak nie było tea time to mielismy przerwe od 15,15 do 18,00(no i w tym kolacja od 17-majlepiej było wlasnie być o 17-stej bo potem niebyło już w czym wybierac).jedzenie nie było złe.pyyyyszne były za to desery i ciasta. Pycha. Do dzis czuje je na biodrach. Na początku udało mi się schudnąć 4,5kg no ale z czasem udało mi się to nadrobić(własnie przez te słodnie pyszności). Czasem( czasem był to nawet jeden raz na 15 dniowy rejs) mielismy lunch albo sniadanie wolne. Oczywiście najkorzystekiej było mieć lunch wolny bo można było isc na cały dzien na zewnatrz.