Hej, dziękuję wszystkim za życzenia.
Już opowiadam

Było naprawdę lepiej niż mogliśmy sobie wymarzyć.
Rano obudziłam się tak zestresowana że ryczałam, ale jak siedziałam u fryzjera to mi przeszło. Potem pojechałam do rodziców się przygotowywać i tam znowu się zaczęło. Tata był tak przejęty faktem, że wydaje córkę za mąż, że co chwila się wzruszał i nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Malowała mnie Ola z Oliskova Make up, mogę śmiało polecić. Przed 16:00 przyjechał narzeczony (teraz już mąż) na błogosławieństwo. Zapieraliśmy się że nie będziemy płakać, starałam się trzymać, ale jak zobaczyłam jak mąż płacze to potem już wszyscy ryczeli

O 16:40 ruszyliśmy do Kościoła i musieliśmy trochę poczekać bo przed nami też był ślub. Jak czekaliśmy już z tyłu aż ksiądz po nas podejdzie to znowu płacz - mieliśmy zespół (skrzypce, gitara i śpiew) i jak ich usłyszeliśmy to pękliśmy. Potem msza: kazanie piękne, na przysiędze się nie pomyliliśmy i nie płakaliśmy, ksiądz nas rozśmieszał co chwilę. Potem na podpisy zagrali nam Hallelujah, wyjście przy marszu weselnym i standardowi ryż, grosiki i płatki. Ci co nie jechali na wesele złożyli nam życzenia i pojechaliśmy na salę. Tam dalszy ciąg życzeń, toast, tłuczenie kieliszków i obiad. Potem pierwszy taniec. Stresowałam się, że zapomnę kroków, ale wyszło idealnie. Tańczyliśmy walca angielskiego do "what the world needs now". Dalej tańce itp. Tort po 23:00, mieliśmy od Sowy, ładny i bardzo smaczny tylko ciężko było kroić ten pierwszy kawałek

Następnie podziękowania dla rodziców, babć i świadków. Oczepiny - welon złapała moja siostra więc tata się śmiał, że na razie ma puste kieszenie i musi zbierać na następne wesele

Tradycyjne zbieranie kasy do welonu. Po oczepinach zabawy: "taniec z gwiazdami" wyszedł rewelacyjnie, mój wujek z ciocią mieli do zatańczenia tango, wujek wziął różę w zęby i nosił ciocię po parkiecie

DJ stwierdził, że tak świetnie ta zabawa jeszcze mu nie wyszła, my byliśmy w jury, wszyscy łącznie z fotografem płakali ze śmiechu

Z innych zabaw była "jaka to melodia" i "wycieczka do zoo". Wszyscy bawili się świetnie, do 4:00 było ponad 20 osób na parkiecie (mieliśmy 56 gości). Nikt się nie spił, nikt nie pokłócił, poznałam talent taneczny cioć i wujków

I mimo wcześniejszych obaw, szczerze polecam Telimenę. Obsługa niewidoczna, dbali o wszystko, jedzenia zamówiliśmy co prawda więcej niż w standardowym menu i jak się okazało o wiele za dużo bo połowa została. W sobotę mieliśmy poprawiny na działce u moich rodziców. Teraz czekamy na plener. Mam kilka zdjęć zrobionych przez siostrę, kto ma konto na facebooku na pewno widział, kto nie - mogę wstawić tutaj jeśli chcecie. Za tydzień będziemy mieć film i teledysk więc też się podzielę
