Czeka mnie jakaś organizacyjna katastrofa.
ŚRODA- zamówić kwiaty w kwiaciarni
CZWARTEK- zrobić sobie odrosty, o ile się pojawią
NIEDZIELA- spotkanie z organistą po wieczornej mszy w celu ustalenia repertuaru (jakieś sugestie???)
PONIEDZIAŁEK- rozpoczęcie roku szkolnego- 9.30, 13- paznokcie, 18:45- próba z księdzem w kościele...
WTOREK- dentysta z córką
ŚRODA- gazony trzeba zawieźć do kwiaciarni, 18- zebranie u córki w szkole
CZWARTEK względny looz....
PIĄTEK- trzeba alkohole zawieźć do restauracji, spowiedź (...)
SOBOTA- trzeba zawieźć do restauracji wszystko pozostałe, ubrania na zmianę, łóżeczko syna, inne rzeczy...winietki... to z rana, o 10 fryzjer, potem makijaż, ubieranie się, mam nadzieję, że siostra mi pomoże, w międzyczasie trzeba ubrać D. i dzieci, ale to na ostatnią chwilę, żeby się nie zdążyły wybrudzić, potem podjeżdża po nas brat....do Kościoła na 16....
Nie wiem, czy o czymś nie zapomniałam, muszę to w kalendarz wpisać...
Muszę jeszcze JEDNAK znaleźć pończochy, bo boję się, że zmarznę...
A byłam pewna, że nie będzie bieganiny!
A Hubcio jest chory.....znów, poza tym wróciłam niedawno z córką od dentysty, kobieta nie dość, że śliczna, szalenie miła to jeszcze stworzona do tej pracy...nie "babrała" jej tamtego zęba, tylko zajęła się takim z minimalną dziurką, żeby jej pokazać, że może nie boleć, że dentysta to nie potwór i, że warto leczyć ząbki...córka wyszła z uśmiechem, zadowolona i nie boi się tam wrócić....pani zapytała córkę, czy woli siedzieć sama czy ze mną i ja siedziałam na fotelu, a młoda mi na kolanach, więc była spokojna...