Kochane foremki

Wczorajsze przedpołudnie nalezało do jednych z najgorszych w moim życiu - nie pamiętam kiedy tak się denerwowałam..

do tego pewnie mój stan i burza hormonów się przyczynił… Porazka, mój biedny narzeczony miał za swoje, ale dzielnie trwał przy mnie.. cieszę się, ze szefostwo dało mu urlop…

Rano około 8 skoczyliśmy po kwiaty, potem wzięły mnie nerwy i prawie wpadłam w histerie- nigdy czegoś takiego nie miałam

- wkurzały mnie najbardziej telefony z domu od taty, mamy jak się czuje etc.. no jak się mogę czuć - w końcu przestałam odbierać..

Na 10 poszłam sobie do fryzjera - przynajmniej 40 min relaksu bo z fryzjerką gadałam o pierdołach …. Ustaliłam wizyte w dniu slubu, będzie troche później, ale wie już co che mie cna glowie wiec luz…ustaliłam tez ze jesli przez dwa tyg zapuszcze troche paznokcie to nie będę robic tipsów…

Wróciłam i znowu nerwy…. Ale już lepiej niż rano…
Nie mogła nic jesc cały dzien, jedynie tyle by móc zjesc tabletki na ból głowy bo z nerwów bolała….

O 13 ruszylismy pod Instytut, o 13.30 byliśmy na miejscu

Przed Instytutem

Tam czekała już na mnie moja kumpela- która miala być protokolantka całej obrony. Pani z sekretariatu otwarła sale posiedzen i zasiadłyśmy…
Tutaj jakis 10 min przed….

No i się zaczęło trwające prawie 2 godziny SHOW…. Komisja liczyla 8 osób… + przyszło 4 moje kumpele z roku i przyjaciele - tym ostatnim udało mi się wyperswadowac (podbnie zreszta jak i rodzince) żeby zostali na zew…
Mniejsze nerwy dla mnie

Najpierw Pani promotor pare slow o mnie, potem ja zaczelam swój autoreferat - była prosba jak najkrocej, no ale zeszło mi jakies 15-20 min - skraclam jak najbardziej umiałam..tym bardziej ze z glowy wiec troche ominęłam, dodalm co innego, ale poszło….
Nastepnym krokiem była wypowiedz recenzenta wew… wytknął co mu się nie podbalao, wskazla na zalety - jak to w recenzji… ja notowałam jego pytania…. Potem kolejna recenzja zewnętrzna - profesora z Lublina…. Znowu notowałam…
Tutaj myslam, ze czas na mnie, ale nie

… okazało się, ze teraz pytania komisji… każdy zadl po jednym… zapisałam…
I dopiero wtedy nadszedł czas na moja wypowiedz - to jest w tym dobre, ze ostatni głos nalezy do broniącego się i odpowiada hurtem na wszystko …..
Z recenzentami jakos sobie poradziłam, aczkolwiek jedne cały czas miał niedosyt ze nie przyznałam się „do błędu”

, ze nie użyłam dwóch ksiązke jego współautorstwa….
Z pytaniami komisji poradziłam sobie - jedno tylko od razy jak je uslyszałam stanowilo dla mnie „czarna dziurę”… i powiedziałam wprost ze nie bardzo łapie.. ale prof. wyjasnił o co chodzi i dostal odp ….

Potem mnie wyproszono - i była tajna czesc obrad..dyskusja i tajne glosowanie, potem mnie zaproszono i przekazano info, że komisja przegłosowała nadanie mi tytułu… także około 15.45 bylam już happy ….

Potem dziękowałam, wreczłam kwiaty etc… Pozniej musialm jescze zostac bo była rada Instytutu na której głosowano jeszcze raz nad tytulem dla mnie ale w pelnym skaldzie Instytutu - wezwano…przekazano info ze jednogłosnie uzyskałam nominację… jeszcze raz podziękowałam i było po wszystkim……….

PO……


Teraz muszę jakies papierki im jeszcze pozanosic i tyle …
Potem poszliśmy na obiad - na szczęscie Trwała rada wiec była tylko moja promotor, rodzina, znajomi

inne łośki zostały na radzie….
Potrwało to do 19….
I wróciłam…. Padłam… a od 3 w nocy nie mogłam spac, chyba dopiero wszystkie emocje opadały, teraz boli glowa jak po mega imprezie

…
Własnie uświadomiłam sobie, ze mam fajrant

- przez ostatnie 4 lata kazde wolne, wakacje musialm cos czytac, pisac..a jesli tego nie robiłam do wisiało nade mna jak wyrzut sumienia a teraz LUZZZZZZZZZZZZZ , poki co chyba to do mnie nie dociera …

Dzis robie liste rzeczy do załatwienia na slub..moge w koncu spokojnie o tym pomyśleć, a zostalo niewiele ponad 2 tyg
Napisane: Czerwiec 20, 2007, 09:00:18
A tu ja i moja pani promotr - szczęsliwe po wszystkim

