Czy jesteście zadowoleni z usług kamerzysty i fotografa po tym Wielkim Dniu? Koleżanka z Łodzi, która brała ślub tydzień przede mną opowiadała, że fotograf w kościele podkładał nogę kamerzyście, bo ten ciągle wchodził mu w kadr i nie pozwalał na wykonanie normalnego ujęcia. Zastanawiam się, czy to jest wyjątek, czy norma i czy ja akurat trafiłam tak dobrze. Poza tym całe wesele miała odczucia, że kamerzysta jest nachalny i na siłę próbuje kręcić "bajeczne" sceny z jak najmniejszej odległości...
U nas kamerowała Iwona ze Świnoujścia (Wiesław Król), a zdjęcia pstrykał Michał (FotoNiedziela). Obydwoje spisali się znakomicie, a co równie ważne, dogadywali się wspaniale między sobą. Nie wyobrażam sobie, żebym w dniu ślubu musiała niwelować sprzeczki między tak ważnymi funkcjami. Co równie ważne, potrafili wprowadzić tak przyjazną atmosferę, że na sesji zapominało się o emocjach i obiektywie wycelowanym prosto w siebie... Nie wiem jak dla was, ale dla mnie było to bardzo ważne... Znowu przypomijna mi się historia zasłyszana od wspomnianej wcześniej przeze mnie koleżankę- gdy kamerzysta przyszedł do niej do domu powiedział, że "słyszał", że WARTO tę pannę młodą zobaczyć... Koleżanka się speszyła i wkurzyła, że ktoś podtekstami rzuca, i czuła skrępowanie przy każdym ujęciu...
Jak było u was? Pozytywnie- porfesjonalizm górą?
U mnie jak najbardziej, czego efekty podziwiać można w moich relacjach:)))