Hehehehe niezle Migotko, juz masz koszmary slubne
Co do nauk to proponuje sie tym nie martwic (wiem to z autopsji).
Moj maz nie mial zadnych nauk, ja mialam swiadectwo ukonczenia kursu z roku 1996. Ksiadz wiedzial jaka jest sytuacja i zrobil tak:
wypisal zapowiedzi do mojego kosciola z data miesiac na przod (bylismy w Polsce tylko 2 tyg w maju), rodzice te zapowiedzi zaniesli w lipcu;
ustalilismy tylko date slubu i godzine;
wypisalismy czesc protokolu slubnego;
Powiedzielismy ks., ze maz nie ma nauk, a on nam na to dziwna mine zrobil i spytal sie nas co w takiej sytuacji zrobimy. No to ja tez zrobilam dziwna mine i zaproponowalam przyspieszone nauki (w czasie weekendu; w zanadzu mielismy oczywiscie kilka zlotych, ale z ks. trzeba bylo zaczac delikatnie

).
Wiec ks. stwierdzil, ze o to bedziemy sie martwic jak przyjedziemy znow do Polski, czyli 2 tygodnie przed slubem.
Jak przyjechalismy to nikt juz o nauki sie nas nie pytal, tylko dostalismy karteczke do pani od poradni rodzinnej (pani okazala sie z tych co temat mlodej pary olewaja i nie przyszla na spotkanie, a bylo nas 5 par; dowiedzielismy sie o jej adres i cala grupa odbylismy pielgrzymke pod jej drzwi; chcac nie chcac kobieta podpisala nam bez niczego karteczki, nic za to nie wziela, buraka spalila i powiedziala, ze "ojej, zapomnialam".
Z kwestii koscielnych zostala nam jeszcze spowiedz. Jakos poszlo. Przed slubem ks. nawet nie pytal o zadne karteczki ani dokumenty.
Myslelismy, ze pojdzie gorzej, ale nie taki diabel straszny, jak go...., czy jakos tak
