Jestem jak obiecałam.
Nie wiem od czego zacząć.
W sobotę rano po mało przespanej nocy z powodu telefonów od rodziny która już od piątku balowała nad morzem ruszyłam do salonu piękności .
Pogoda już była śliczna i przepełniała mnie radość ogromna.
Po trzech godzinach zmagań nad moją osobą o godzinie 12 mogłam ruszyć w drogę nad morze.
Do naszego domu przyjechali znajomi i tak ubrani na luzaku czyli jeszcze nie galowo ruszyliśmy z orszakiem pięciu samochodów do Pogorzelicy.
Oczywiście goście którzy byli już na miejscu co chwile dzwonili do nas kiedy przyjedziemy bo nie mogą się doczekać.
Po przybyciu na miejsce szybko schowałam się w naszym apartamencie i próbowałam uprasować z moją świadkową suknie oczywiście bez deski do prasowania.
Obłęd ale jakoś się udało.
Wyszłam tylko na chwilę obejrzeć dekorację i zaczęłam się ubierać.
A była to godzina 16:45 a o 17:30 ślub fakt , że nie daleko bo 100 metrów dalej ale szał i wariactwo się rozpętało.
Ja ubierałam się na dole domku a pan młody na górze.
O 17:10 mój już teraz mąż był jeszcze jak mi doniesiono w ręczniku owinięty i wcale nie gotowy.
I co chwilę z góry słychać było jego krzyki gdzie jest to a gdzie tamto.
A ja już w sukni byłam oczywiście.
Nasz kamerzysta myślał, że padnie trupem i aż biednemu nasze napięcie się udzieliło.
Rodzice czekali w holu grzecznie przygotowani do błogosławieństwa a ja na dole a Krzysiek na górze.
W końcu doczekałam się i ruszyliśmy.Błogosławiństwo było bardzo wzruszające.
I tak ruszamy do ślubu.
Moja biedna świadkowa została zmuszona nieść mój tren bo inaczej nogi bym połamała.
Ruszyliśmy i wiecie jak do tej pory byłam odważna tak w chwili kiedy się zbliżaliśmy do miejsca ceremonii to emocje dały znać o sobie mocno.Jak zobaczyłam gości i dekoracje oraz muzykę którą podłożyli chłopcy z zespołu to łzy stanęły nam w oczach.
W tle słychać było muzykę Wagnera wszyscy wstali a my sunęliśmy po czerwonym dywanie w otoczeniu kwiatów i śpiewu ptaków.
W oddali szumiało morze i słońce świeciło najmocniej na świecie a serca wszystkich wokoło biły radośnie.
Widziałam łzy w oczach wszytkich nawet dorosłe chłopy miały spocone oczka.
Weszliśmy na scenę, usiedliśmy na krzesłach i czekaliśmy na urzędniczkę.
Pani urzędnik wygłosiła piękną mowę taką napisaną specjalnie dla nas.Czytała tekst i głos jej się łamał taka była wzruszona.
Naprawdę stanęła na wysokości zadania.
Nasz świadek miał za zadanie trzymać mikrofon i oczywiście pomylił się i najpierw do mnie wystartował podczas przysięgi.
Ja przy drugim zdaniu zamarłam i myślałam, że nie dam rady nic więcej powiedzieć ale dałam radę i popłakałam się dopiero podczas życzeń.
Jak schodzilśmy ze sceny to zaczęły błyskać flesze z aparatów naszych przyjaciół i rodziny i w efekcie mamy 1200 zdjęć. A jeszcze będą od fotografa.