Serum jest bardziej skoncentrowane, zawiera więcej aktywnych składników, jest mocniejsze faktycznie i zazwyczaj troszkę droższe niż krem. Daje (a przynajmniej powinno dawać) szybsze i bardziej widoczne rezultaty.
Co do tego co Groszek napisała - pewnie jest w tym jakieś ziarnko (jakiś groszek

prawdy, ale niekoniecznie. Ja podejrzewam, że właściwie każdy krem, żel czy serum będzie dobre tylko wtedy, gdy człowiek się rusza i naprawdę stosuje specyfik 2x dziennie MOCNO wmasowując. Masaż zawsze był wrogiem cellulitu i wydaje mi się, że faktycznie daje on dobre efekty. A w połączeniu z odpowiednim kremem na pewno efekty mogą być widoczne szybciej. Poza tym - nie oszukujmy się - efekty będzie pewnie można zauważyć co najmniej po miesiącu stosowania.
Ja wczoraj dostałam ten fioletowy zestaw z Avonu - krem do biustu i krem antycellulitowy. Niby obiecują zmniejszenie obwodu ud o 3,8 cm w ciągu 2 miesięcy, ale jakoś w to nie wierzę. Na razie skończę krem Soraya "Beauty Creator", a potem zabiorę się za fioletową serię. Myślałam też o serii "Lipocure" z Vichy, ale to może na sam koniec moich anty-cellulitowych zmagań. Aha - wczoraj wdziałam w Rossmanie taki nowy żeł pod prysznic Nivea z masującą nasadką (jest chyba nawet już reklama tv). Chyba sobie kupię. Kosztuje 12 zł, a masaż to masaż
