Olimpia - Anka i Bartek mają wesele w tym roku, a ty w przyszłym ... proponowałabym nie uspokajać się ustaleniami z roku 2011 :)mniej rozdczarowań na końcu

Miałam Wam opisać wszystko, jak na spowiedzi, moją opinię itd.
Zaznaczam, że jest to moja opinia i mojego męża, spowodowana zaistnialymi sytuacjami. Prawdopodobnie na tę opinię maja także wpływ nasze cechy charakteru, podejście do życia, poglądy.
Zacznę może od tego, że umowę podpisywaliśmy jesienią 2010 r z inną pania, niż ta, która ostatecznie została keirownikiem sali. W umowie mielismy wpisana cenę (około) która obejmowała napoje ciepłe, ciasto, tort (zapisane w umowie).
Na salę już wybudowanbą udało nam się dostac doiero w marcu, wiele razy wczesniej dzowniłam sie umawić, ale zawsze coś Pani nie paswoało, generlanie przez telefon niechętna jakaś była do pojechania tam i pokazania nam sali.
W końcu udało się spotkać. Poszliśmy obejrzeliśmy, na konkretne rozmowy umówiismy się na kwiecień.
Przyszliśmy w kwietniu ponownie, umawiając się wczesniej przez tel, niestety nikt nas nie pamiętal, nie kojarzył, nawet zapomniano, że byliśmy umowieni. Po raz kolejny pokazano nam salę, a na wszystkie nasze pytania dotyczące konkretów (bo to w końcu było tylko dwa miesiące przez weselem) usłyszelismy - DOGADAMY SIĘ. Poprosilismy o jakies przykładowe menu, umowiliśmy się na za tydzien. Dzwonimy, umawiamy sie na godzinę, przychodzimy na spotanie, i słyszymy "a państwo przyszli salę obejrzec tak? ". Po tłumaczeniu, że my po menu, pani powieidzała aha i znikneła na zapleczu na 15 minut. Wróciła i dała nam jakieś menu ze świeżo wykorektorowanymi cenami (a sporo tego było do korektorowania). Ok, wzieliśmy, umowilismy się na za dwa tygodnie na ustalanie menu.
Przychodzimy za dwa tygodnie, przyszły z nami mamy, ciekawe sali itd. Jakoś wymyślilismy to menu. Juz wczesniej było małe scięcie panią. Mianowicie pytamy sie o kolor dodatków, usłyszelismy, że są wszystkie kolory, ale teraz maja tylko dwa

To pytamy jakie mają te wszystkie dwa - pomaranczowe (chyba, tera zjuż nie pamiętam) i cytuje "takie nieciekawe, bo fioletowe". spojrzelismy sie po sobie, bo własnie taki mamy kolor dodatków i mówimy, ze nas interesowałby ten fiolet własnie. Na co pani przewróciła oczami i wzdechneła. Cokolwiek to miało nam zakomunikowac, uważam, że bylo niegrzeczne. Z innych srednio kulturalnych rzeczy - z parsknieciem w twarz powiedizano nam, że "nieee... no tortu oczywiscie nie ma w cenie", a no i że ciasto będize załatwione po
cenach hutrowych z cukierni Złoty Lis.
Po wycenę menu na 100 osób, umówilismy się na nastepny tydzień. Po menu przychodzimy nikogo nie ma, sala zamknięta, bo jest jakiś bankiet. dzownimy więc do pani, w końcu dostajemy menu od portiera.
I tu nastąpił moment, w ktorym mnie szlag trafił.
Cena ciasta - 50 zł za kg - policzone 10kg na 100 osób !!! (czyli o jakieś 8-10 kg za mało)
Cena za 200 kaw, 100 herbat i 200 mlek do kawy - 1 700zl !!!!
Podobnoż możemy menu zmeiniac i negocjowac i rezygnowac z czego zechcemy, więc po umówieniu telefonicznym idziemy. Wczesniej jednak pojechalismy do cukierni Złoty Lis, a tam ... cena za kg ciach od 16 do 19 zł !!! Tego samego ciasta, które chcieliśmy zamówić na sali.
Warto też wspomniec, że w próbnym menu, które dostalismy od pani kierownik (tym pokorektorowanym) para młoda sama zapewniała kawę i herbatę, nie ponosząc za to dodatkowych kosztów, podobnie z ciastem.
Rozwmowa była długa i burzliwa. Z takim traktowaniem klienta, który zamierza zostawić około15tys, sie jeszcze nie spotkałam.
Poinformowalismy pania, ze opierając sie o otrzymane menu, zostawiamy ilosc jedzenia, na siebie bierzemy ciasto i napoje ciepłe.
Oburzenie było wielkie, tłumaczenie, ze nie powinnismy sie opierac na tamtym menum, bo nie. Mówiłam, ze po to prosiliswmy porbne, zebysmy wlasnie mieli jakas "podporke' wg pani kierwonik tamto menu bylo takie na szybko i nie istotne. Szlag mnie trafil po raz kolejny, powiedzialam, ze rozmwialam z wieloma menadzerami czy keirownikami sali, ale z taka niekompetencją sie jeszcze nie spotkałam, ze nie traktuje sie w taki sposob klientów, zwłaszcza 1,5 miesiaca przed organizowaną imprezą, że wielokrotnie pani była nieprzoygotowana na nasze psotkania i jesli daje nam do rąk jakieś menu, to chyba p oto zebysmy mogli sie na nim wspierać.
Pani w obronie stwierdziła, że mam nie "pyszczyc" cokolwiek to znaczy. Na co jej odpowiedziała,, ze nie zycze sobie takiego odzywania i takiego traktowania i prosze o rozmowę z jej przełożonym, z którym ustalimy wszystkie szczegóły. Traktowanie klientów (tu po raz kolejny padła cena) w taki sposob jest jak dla mnie poniżej godności. Rozmowa się od razu zmieniła. Pani zrobiła się nieco milsza, po czym stwierdziła, ze jeśli nas nie stać!!! to ona może mięsa odjemować ... bo z tych napojów za 1 700zł jeśli nam zejdzie, to podwyższy nam na czyms innym cene !!!! Kolejny raz mnie trafiło. Dla mnei takie stawainie sprawy to jest oszustwo i tak też sie poczulam... ukryte koszta? to po co nam była ta cala wycena ?? ehh ... Zapytałam, czy te wydawane kawy i herbaty będą w takim razie jakoś liczone, skoro już mają tyle kosztowac, czy jeśli wydane zostanie kaw i herbat za 700zł, czy ten tysiąc zostanie odliczony? usłyszalam, ze to jest cena stała.
Rozmowa sie ciągnęla i ciągneła, myslałam, ze w zyciu sie nie skonczy. W koncu powiedziałam, że nie zgadzamy sie na takie rozwiazanie i czekam na satysfakconujacy nas kompromis , inaczej nie pojdziemy dalej. Rozwaizanie nagle sie pojawiło, korzystne dla nas. Czyli jak chciec to moc. Z bólami menu zostało zatwierdzone parafką.
kolejne nasze spotkanie w maju.
Majowych spotań było dwa... jedno miłe, jedno nie. Jedno z panią - miłe

i jedno niemiłe z panem

Z pania było tylko podpisanie umowy, przygotowalismy załaczniki do umnowy, każdy zawierajace wszystkie nasze porsby, ustalenia itd. Czyli spisane wszystko to co dotychczas było "na gebę" czyli na dogadamy się. Spotkanie trwało długo, ale było o wiele wiele milsze.
Inne spotkanie miało miejsce dwa tygodnie przed weselem, poszlismy na salę z naszym wodzirejem - prowadzacym wesele. chcielismy ustalic ustawienie stolikowi jego miesca na sali, itd. Zostalismy wpuszczeni na gore, kombinowalismy ze stolikami, dwa nawet przesunelismy. Na co wpada pan kierownik i zaczyna sie na nas drzeć, co my tu robimy, kto nas wpuscil, dlaczego cos ruszamy. Bez dzien dobry bezz słowa. Zaczelismy spokojnie tlumaczyc i o ile jesczcze dal mnei wpewnym moencie pan byl mily, tak chyba wzial sobie za punkt honoru rywaizacje z naszym wodzirejem. Zaczal skakac p otej sali, ze mu tu sie przestawia, ze nie wolno ?? to sie pytam jak mam sobie to wyobrazic, jesli nie moge nic dotknac. w piatek przed weselem przysc nie mozemy bo maja impreze, w sobote nie zdaze ustawic stolikow, to kiedy mam to zrobic?? Uslyszelismy, ze to nasz problem. W koncu pan sie obrazil, powiedizal, ze on nie jest tu potrzebny i sobie psozedl

a my spokojnie sobie kombinowalismy. Do dzis nie odkrylam, co ta akcja miala na celu.
No i wreszcie dzień wesela.
Z nastawieniem co ma byc to bedzie, pojechalismy na salę po fryzjerze rozstawic winiety. byla godzina 12 30. Generlanie na sali stały gole stoliki, ustawione wg niewiadomo jakiego wzoru, bo na pewno nie tegop, ktory przekazalismy pani kierownik. krzesła podostawiane po prostu, a nie wg ilosci gosci przy stolikach. Ale ok, bez nerwow poprzemienialismy krzesla, rozlozylismy winiety. Stoły mniej więcej zostały tak jak były, bo za duzo roboty. Ja musiałam spadac do domu na makijaz, na sali został maż (chociaż wtedy jeszcze narzeczony). Przyjechał po 13 do domu, nieco wkurzony. Na sali dopiero prasowano obrusy, nie mogł rozlozyc podziekowań dla gości, bo nie było gdzie, nasz stół w ogole nie gotowy, jakies zamieszanie sie zorbilo. Dobrze, ze nasz wodzirej taki przytomny i stanowczy, troche nimi tam wstrzasnał i jakos zadziałało. Ustalone wg harmonogramu miało być, ze na 16 30 obiad - pani kierownik twierdziła, ze nie wczesniej niz na 17 ....
Na sali bylismy okolo 16 40 - jak my z mężem konczylismy obiad ostatni stolik doiero dostal i jako pierwszym im zabrano talerze. Przez całe wesele ja ani razu nie widziałam keirownictwa na sali, podobno pani była, widzieliśmy ja rano o 5, ale w trakcie wesela ani razu.
Kelnerzy bardzo ładnie sie uwijali, koło nas skakali wręcz i byli na nasze każde zawołanie. Na bierząco donosili na stół szwedzki zakąski i zeminiali nakrycia, na to nie moge narzekac. Co do jedzenia, uważam, że było bardzo smaczne, dużo było na stołach i sporo nam zostało na poprawiny.
Także szczerze moge powiedzieć, że praca kelnerów - super. Kuchni też, bo jedzonko smakowało wszystkim.
Nie wiem czy były jakieś inne wpadki, poza tym obaidem, coś mi sie obilo o uszy, że nie chciano donosić herbat ;P ale nie wiem o co chdoziło, czy sie po rpostu ktos nie doczekał, bo kelner zapomnial, czy jaki był tego powód? Nie mam pojęcia. Pewnie więcej niedociągnięć są w stanie powiedzieć goście, bo byli bardziej z zewnątrz. My bylismy cały czas w centrum uwagi, całal impreza "trząsł" wodzirej, którhy absorbował nas i gości do takiego stopnia, ze nawet jeśli były jakieś poslizgi, to po prostu ich nie widzielismy.
Ale tutaj sprawdza się to co kiedys dawno temu usłyszelismy, ze jak jest żarcie i muzyka dobra, to nie liczy się nic więcej. Bo i goście i my, głownie pamiętamy to, że parkiet był cały czas pełen...
Jeszcze dwa zdania nt kosztów, o których sie nie mówi .... przy podoisywaniu umowy dowiedzielismy się, że do opłaty jest kibelek i szatnia i zaiks. Na zaiks przystalismy, na kibelek i szatnię sie nie zgodziklismy z prostego powodu - o takich rzeczach informuje sie wczesniej a nie 1,5 tyg przed weselem. Pani się zgodzila z nami i powiedziała, że to ich bład i ok ....
Za pokrowce nie płaciliśmy, nikt nawet o tym nie wspomniał.
Z srednio fajnych rzeczy, po ustaleniach, ze płatne nastęonego dnia po weselu, uslyszelismy o 5 rano po weselu - to co rozliczamy sie ?? Zdziwienie było nasze niezmierne. Pani porpzewracała oczami i umowiła sie z nami na niedzielę godiznę 12 na rozliczenie ....
Tusia, napsiała w mojej relacyjce, że tak narzekalismy, a jestesmy zadowoleni....
jesteśmy zadowoleni z naszego wesela, które bylo prowadzone przez świetnego człowieka, który nie pozwolił żebysmy się czymkolwiek martwili w tym dniu i wtych waznych chwilach. Uważam, że przypisywanie zasług sali jest troszkę nietrafione. Nasze wesele udałoby się nawet jeśli byloby w stodole, a mogloby sie nie udać w najlepszej sali, jesli byłby denny prowadzący.
Wiem, że te z Was, które dopiero będą tam organizowaly wesele, chcą z całej mojej wypowiedzi wyłuskać tylko to, że się udało. Powiem Wam szczerze, że jeśli weźmiecie tego samego wodzireja, to daję 100% pewności, że wszystko wyjdzie
Powiem Wam tak, sala jest ładna, okrągłe stoliki dodają uroku, jedzenie dobre.
Ale kompetencja kierownictwa, traktowanie klientów, i droga do tego ostatecznego sukcesu zajebiście wyboista.
Na podstawie tego co napsiałam, same sobie wystawcie opinię ...
Wg mnie nawet najpiekniejsza sala nie jest warta takich nerwów. Osobiście pozostał mi mega niesmak po tym "dogadywaniu się" i dzięki Bogu, że nie oszczędzilismy na wodzireju !!