witajcie po dłuższej przerwie.
Od dłuższego czasu tylko was podczytywałam, bo u mnie nic się nie zmieniło. po drodze załapałam doła, bo na około różne wieści, to że jedne straciły dzidziusia, to że innym się udało....
Dobiła mnie wiadomość że najmłodsza szwagierka będzie mamą przede mną.
Niestety czekało mnie coś gorszego.
Dwa ostatnie cykle miałam krótkie 24-28 dni, ale krwawienia normalnie - i w obfitości i w dniach. Odpuściłam sobie wszystko, i trochę nawet wyluzowaliśmy.
W czwartek 12-go źle się czułam po pracy, jakaś kolka czy zaparcie - nie wiedziałam co sie dzieje. Położyłam się i po godzince przeszło. W niedzielę ból się powtórzył, tyle że już nie mogłam ani usiąść ani spokojnie poleżeć.
Po godzinie postanowiliśmy jechać na ostry dyżur, podali mi kroplówkę, wysłali na usg. narządy ok, tyle że miałam płyn w otrzewnej - w brzuchu i musiałam mieć konsultacje ginekologiczną - niestety szpital w którym byłam nie miał ginekologa wiec przewieźli mnie do innego.
Podejrzenie - "ciąża pozamaciczna" hmm. trochę szok, ale ok. poczekałam na lekarkę - wymacała - bolało jak.....
niestety w poprzednim szpitalu nie kapnęli się żeby zrobić bete. wiec tu zaraz zlecili, potem usg i czekam na wyniki.
Lekarka powiedziała ze na 99% jest ciąża pozamaciczna ale beta potwierdzi, wiec przyjęli mnie na oddział. Beta potwierdziła - prawie 10000, wow. ale że to anomalia to podobno tak wychodzi większa - ogólnie był to prawie 5- ty tydzień, hmm.
No niestety zakończyło się operacją i usunięciem zarodka - na szczęście był przyczepiony jak rzep do jajnika, wiec niczego mi nie usunęli.
Juz jestem w domku - pozszywana jak po cesarce.
Nie przeżyłam tego tak bardzo bo nic nie wiedziałam ze jestem w ciąży , ale jednocześnie wiem ze nam się uda, bo jednak coś zaskoczyło - no nie tak jak byśmy chcieli, ale to znaczy ze sie da:)