To tam jest jakaś poradnia genetyki?
Zaniepokoiła mnie w lutym jedna rzecz z dzidzisiem. Dzwonię do mojego gina, a on mi kazał się zgłosić właśnie tam na izbę, powiedzieć co i jak i zapewnił, że mnie zbadają. Na miejscu pani doktor (nieuprzejma jak diabli) powiedziała, że mnie zbada, ale tylko pod takim warunkiem, że położę się na oddział, bo inaczej mam jechać do poradni, w której przyjmuje mój gin. Czułam, że nie ma co z tym babiszonem dyskutować, więc wyszłam. Chciało mi się płakać, jak małej dziewczynce - czułam się taka bezradna. Już dawno nie spotkałam się z takim brakiem profesjonalizmu...
Zadzwoniłam do mojego gina, on kazał mi czekać, za chwilę oddzwonił i powiedział, że mam wrócić na izbę i pani dr mnie zbada. Wchodzę tam, a ta baba z uśmiechem odsłaniającym ósemki wita mnie ponownie słowami "a dlaczego Pani nie powiedziała, że jest rodziną naszej XXXX?"
"nie wiedziałam, że to ważne" mówię. No kobieta-anioł, przeistoczenie roku. Zbadała mnie i nawet jakiegoś lekarza z oddziału ściągnęła, żeby mi zrobił USG...
A ja mam tam rodzić... Mam nadzieję, że nie trafię na dyżur tej doktorki...