Piątek 14 maja cz. II
kiedy w piątek pierwszy raz byliśmy na sali stoliki jeszcze nie były ustawione, wszystko było wyniesione do innej sali ponieważ dzień wcześniej myto i pastowano podłogę. w każdym razie przez to, że sala była pusta wydawała się ogromna. potańczyliśmy sobie (zabrałam halkę i buty, żeby się trochę przyzwyczaić) a potem na 17 razem ze świadkami pojechaliśmy do kancelarii, gdzie już czekał na nas nasz ksiądz z dokumentami do podpisu.
wiem, że wiele z Was dokumenty podpisuje w dzień ślubu, ale "scenariusz" naszego ślubu na to nie pozwalał, a poza tym księża w naszej parafii chyba także wolą dopełniać formalność dzień wcześniej na spokojnie. w sumie już wtedy poczułam się trochę jak żonka....
po podpisaniu dokumentów poszliśmy do kościoła gdzie czekali moi rodzice i dzieci, które następnego dnia miały nieść obrączki. dziewczynka ma 3,5 roku dlatego chcieliśmy żeby dzień wcześniej trochę się oswoiła z sytuacją i zaplanowaliśmy taką jakby próbę. była mocno przestraszona i zaczęliśmy się obawiać czy jutro mała da radę... na szczęście chłopiec, już starszy, zachowywał się jak zawodowiec więc zdecydowaliśmy, że w razie czego pójdzie sam
po próbie znów wraz ze świadkową pojechaliśmy na salę, chcieliśmy zobaczyć kwiaty, które miała dostarczyć kwiaciarnia, rozstawić winietki. niby mogła to zrobić obsługa domu weselnego ale jakoś miałam taką potrzebę żeby sama to zrobić. zresztą innego zajęcia nie miałam...
wykorzystaliśmy też okazję i ukryliśmy pod podestem dla dj czerwony dywan (niespodzianka na podziękowanie rodzicom) ułożyliśmy go tak, że w właściwym momencie jedna osoba z obsługi miała go tylko rozwinąć od podestu przez środek sali.
potem każdy z nas pojechał do swojego domku... smutno mi było rozstawać się z K. ale wiedziałam, że to już ostatni raz... że ostatni raz rozstajemy się na noc i każde śpi u swoich rodziców
Natalka (świadkowa) pojechała ze mną do mnie, wyjęła swój magiczny notes i jeszcze raz rozpisała w najdrobniejszych szczegółach cały jutrzejszy dzień co do minutki... kochana moja
potem przyczepiłyśmy jeszcze wstążeczkę do poduszki na obrączki, tak aby obrączki na pewno nie spadły, przymierzyłam jeszcze raz suknię (ciągle się bałam, że jej nie zasunę, nie wiem czemu ale chciałam się uspokoić) wzięłam długą kąpiel i po telefonie od K. już ok. 23.00 poszłam spać....