Łłeeee, nic nie napisałyście, że jesteśmy piękni, młodzi...

To jeszcze spróbuję wieczorkiem ze 2 foty narzeczeńskie dorzucić, jakoś zniesiecie chyba patrzenie na nas
Ada, Nezmezis witajcie
Odnośnie terminu ślubu, to zapomniałam zawrzeć ważną informację, że musieliśmy jeszcze wkomponować ten termin w liczne rozjazdy mojej mamy, która na wieść o przybliżonej dacie ślubu, zareagowała jakże radośnie: "...ale przecież w tym czasie (koniec kwietnia, pocz. maja) ja jadę w góry na rajd!..."

zapanowała pełna konsternacji cisza, mama oczywiście zaraz dodała, że się dostosuje, w razie czego to zrezygnuje w wyjazdu, ale pierwsze wrażenie było i zapewne miny moja i Pawła były bezcenne

Nie myślcie tylko że moja mama jest nieczuła na szczęście swojej córki, ja ją znam i wiem że po prostu ma kapitalne teksty i nie zawsze potrafi zareagować tak jakby tego chciała

taa, w takich sytuacjach jest po prostu niezastąpiona

Tak więc wiedzieliśmy że między jej powrotem z gór, a porodem siostry P. musimy się wpasować

Aha, choć mieliśmy upatrzone miejsce imprezy, chodził za mną (zwłaszcza po przeczytaniu relacji
Agairish) jeszcze jeden lokal: "Klubik", gdy robiliśmy obchód, nie było menadżerki, nie odbierała telefonu, więc początkowo zrezygnowaliśmy. Jednak jeszcze napisałam e-mail, no i był odzew. Spotkałam się z nią, warunki także przypadły mi do gustu, termin był wolny, więc zaczęło się myślenie, które miejsce wybrać. Minusem "Klubiku" był dla mnie odrębny parkiet (drugie pomieszczenie), a zależało mi, by osoby starsze-nietańczące, miały bezpośredni wgląd na to się na nim dzieje. Oczywiście pół nocy nie spałam (trzeba było dać odp.), Pawłowi było to obojętne (jakże mi to pomogło

), na szczęście mój dylemat sam się rozwiązał, bo rano zadzwoniła menadżerka, że mieli błąd w systemie komputerowym i okazało się że mój termin jest już zajęty...Nie byłam tym faktem specjalnie zmartwiona, bo tylko utwierdziłam się w przekonaniu że jednak Royal górą

Aczkolwiek uważam że "Klubik" ma wspaniały potencjał, zwłaszcza taras

Z chodzeniem za sukienką, chciałam poczekać do przyjazdu mojej siostry do PL (była świadkową), czyli połowy marca, zresztą zrobiłam wstępne rozeznanie i wyszło, że w sklepach królują niepodzielnie karnawałowe suknie, nie nadające się na ślub cywilny. Pani w jednym ze sklepów nawet namawiała mnie na czerwoną miniówę, twierdząc że to jak znalazł na cywil

. Chciałam sukienkę białą lub ecru, dowolnej długości (byle nie mini

), na koniec lutego był to towar deficytowy. Od razu wyjaśniam, że nigdy nie miałam ciśnienia, by iść do ślubu w prawdziwej ślubnej sukni, kompletnie mi na tym nie zależało. Jednak gdy przyjechała moja sisterka i rozpoczęłyśmy maraton po sklepach za kreacjami na ślub, jasnym okazało się, że moje skromne wymagania, są na szczeciński rynek zbyt wygórowane! Trafiałam jakieś pojedyncze sztuki, które niestety albo słabo leżały, albo nie było mojego rozmiaru (bo były z zeszłego sezonu), z upływem dni i kurczenia się ilości nieodwiedzonych jeszcze sklepów, zaczęłam popadać w lekką panikę

. No i gdzieś natknęłam się na ogłoszenie o wyprzedaży ślubnych sukienek, pomyślałam, kurcze, może się przejdziemy po salonach i zobaczymy

? Byłam zaskoczona, że w niektórych salonach sukienki były dostępne już za 500zł i to naprawdę ładne. Więcej było mi szkoda wydawać na jednorazówkę. No i po kilkudniowym lataniu (po pracy), wylądowałam w CMŚ, gdzie wypatrzyłyśmy z mamą i siostrą 3 śliczne sukienki, już nawet wybrałyśmy tą jedyną, wymagała zwężania, a ja nie byłam do końca przekonana czy aby na pewno chcę ślubną suknię

Już pominę milczeniem, reakcję biednej sisterki i mamy, gdy podzieliłam się z nimi moimi wątpliwościami po 2-tygodniowym bieganiu za sukienką, gdy stałam na podeście w tej białej, ślicznej sukience

No ale nie zdecydowałam się na sukienkę, jakoś tak w środku nie miałam tej 100% pewności, moje kobiety były u skraju załamania nerwowego

A przecież to był już koniec marca! C.d.n.