Dzięki dziewczyny za kciuki- przydadzą się

Dobra lećmy dalej z tą relacją, bo nigdy jej nie skończymy

Ten ostatni tydzień minał nam bardzo szybko, już nie pamiętam każdego dnia... Suknia wisiałą u koleżanki w pustym mieszkaniu rozwieszona, już na 2 tygodnie przed ślubem, nawet się materiał dość fajnie wyprostował

We wtorek przed ślubem poszłam do fryzjera na podcięcie włosów i baleyage, fajne kolorki mi wyszły

i ostatni raz na solarium...
W środę przyjechałą moja siostra- świadkowa i poszłyśmy na zakupy- nie było nas 5 godzin, jakieś ciuszki, kosmetyczka przy okazji, ja kupiłam buty na poprawiny, w których chodziłąm może godzinę, bo potem najfajniej mi było na boso

i zaczęłyśmy szyć spódniczki do zabawy, którą zaproponował nasz zespół...Niestety mnie gdzieś choróbsko złapało, dostałam kataru, gardło zaczęło boleć, czułam się fatalnie, wiedziałam, że jak szybko czegoś nie zrobię, to w sobotę padnę zanim się wesele zacznie, pobiegłąm do apteki, nakupiłam witamin i czegoś na katar- bo zapchało mi nos strasznie i zaczęłam kurację. Wieczorem poszłyśmy z Benia do Łukasza, pokazać mu propozycję na ubranie klatek- miałyśmy swoją wizję

W czwartek pojechaliśmy wcześnie rano z Łukaszem, jego mama, moją siotrą na giełde po kwiaty na auto i do bukietów- siostra nam dekorowała autko i robiła bukiety dla mnie, druhenek i dla siebie

Kupiliśmy jeszcze kwiaty dla rodzicó. oczywiście ja już ledwo mówiłam, katar miałam straszny... wieczorem przyszedł Łukasz ze swoją mamą, Benia i mama zaczęły robić bukieciki dla druhenek i przygotowywać kwiatki na ubranie auta, pozostałe bukiety siostra robiła z piątku na sobotę...
W piątek był młyn, ja nadal czułam się fatalnie, nawet można powiedzieć coraz gorzej, katar gigant, gardło troszkę lepiej, a wieczorem miałam już prawie 38 stopni... Rano poszliśmy ze świadkami do spowiedzi, a potem do domu, ja na 12 umówiona byłam na pazurki, poszła ze mną siostra i siostrzenica, one na malowanie paznokci a ja na żele...Po powrocie od kosmetyczki położyłam się na godzinę, wypiłam coś przeciwgorączkowqego, bo czułam się coraz gorzej, a temperatura rosła

O 17 pojechaliśmy po ciasta i tort, a potem trzeba je było porozwozić na salę, ponalepiać naklejki na pudełka z ciast i już była19:30...a tu tyle do zrobienia jeszcze zostało

Na 20 umówieni byliśmy na strojenie klatek, najpierw poszliśmy do Łukasza, ja miałam już prawie 38 stopni, byłam na lekach przeciwgorączkowych

ale poszłam

Najpierw ubraliśmy klatkę Łukasza, a potem poszliśmy do mnie i zrobiłą się 24

a tu jeszcze bukiety do zrobienia- moja biedna siostra siedziałą nad nimi do 5 rano

na 9 poszła stroić auto...Ja poszłam spać o 2 w nocy.
W sobotę wstałam przed 8, bo na 8:30 miałam do fryzjera, zdążyłąm się wykąpać, ale już nie zjadłam nic. U fryzjerki siedziałam nadal zakatarzona do 12, a potem biegiem do kosmetyczki przez pół miasta z wpiętym welonem, bo już byłam spóźniona, a na 13:30 był umówiony fotograf i kamerzysta na filmik i zdjęcia z ubierania..Pamiętam moment, kiedy poczułam że katar mi juz prawie nie dokucza i czuję się super-chyba z wrażenia
Dalszy ciąg za niedługo, a potem parę fotek z ubierania klatki
